Obiadowanie przy obradowaniu zaczęło się zupełnie przyzwoicie, bo prezydent USA z kanclerz Merkel na lunch zjedli sznycla z cielęciny ze szparagami na masełku. Na kolację były przysmaki regionu nadmorskiego - ryba i owoce morza. Nad posiłkami dla ośmiu liderów czuwało 60 kucharzy pilnie obserwowanych, głównie przez amerykańską ochronę.
Surowe produkty są bez winy, bo kompleks, w którym odbywa się szczyt, miał do dyspozycji małe stadko owieczek, świnek i kur, a także sporą grządkę z warzywami. Czegoś jednak ochrona nie dopilnowała, bo prezydent zaniemógł. Wiadomo np., że wczoraj coś przy piknikowym stole popijał.
Nie mogło to być piwo, bo prezydent Bush, jako walczący z nałogiem alkoholik, od 20 lat nie wziął do ust nic z procentami. Być może było to piwo bezalkoholowe, ale i ono "coś" tam jednak posiada. Mogło być to zatem coś innego. O 19.30 odbyła się bowiem tzw. pracująca obiadokolacja (menu nie zostało ujawnione), a dwie godziny później zaczęła się sesja w cztery oczy przy mocniejszych trunkach. Choć prezydent Bush na pewno nie pił, musiał być poważnie zmęczony.
Prezydent USA słynie z wczesnej pory wstawania i chodzenia spać. Słynie też z pecha i talentu do drobnych wypadków z własnym udziałem. W styczniu 2002 roku prawie zabił go słony precel, którym Bush się zadławił. Przewrócił się wtedy i mocno posiniaczył twarz. W czerwcu 2003 roku, objeżdżając rodzinną posiadłość w Kennebunkport, spadł ze skutera Segway. Natomiast w maju 2004 roku wywrócił się na rowerze i pokaleczył sobie kolana, dłonie, brodę i nos.
Pech na szczycie G8 dotknął go już wcześniej. Przed dwoma laty w Wielkiej Brytanii jeździł po terenie hotelu w Gleneagles i wpadł na patrolującego obszar policjanta. Bush znów się podrapał, a policjant ze złamaną kostką trafił do szpitala.
Najwięcej wstydu najadł się jednak jego tata w 1992 roku, gdy przebywał z oficjalną wizytą w Japonii. George Bush Senior zemdlał w czasie kolacji i padając, zwymiotował treść kolacji na ówczesnego premiera Japonii.