Wojna w Iranie dzieli nawet polityków urzędujących w Białym Domu. Spory i dyskusje zakończyły się jednak tym, że George Bush i wiceprezydent Dick Cheney, zwolennicy nalotów na Teheran, postawili na swoim - pisze "The Guardian". Tymi samymi ustaleniami miała zakończyć się nadzwyczajna czerwcowa narada w Pentagonie.

Bush, mimo gradu krytyki, jaki co i rusz spada na niego za politykę wobec Iraku, dąży do interwencji wojskowej w Iranie. Dobrze poinformowane źródło w Waszyngtonie potwierdziło "Guardianowi", że prezydent chce wojny. "Bush nie zdecyduje się opuścić stanowiska, dopóki konflikt z Iranem będzie trwał w zawieszeniu" - tłumaczył rozmówca gazety.

Skąd dążenie do wojny? Bush jest zdania, że w styczniu 2009 roku, kiedy skończy się jego kadencja na stanowisku prezydenta USA, rozmowy z Iranem wciąż będą się toczyć. I wciąż nie będzie żadnego rozwiązania. A wtedy - jego zdaniem - jedynym rozwiązaniem pozostanie atak.