Zobacz dwa fragmenty filmu kompromitującego rosyjskie służby specjalne:

To Rosjanie zaczęli strzelać. Najpierw nastąpił wybuch, potem zaczęła się masakra. Tak wyglądało wyzwalanie okupowanej przez terrorystów szkoły w Biesłanie. Pokazuje to film, do którego dotarło stowarzyszenie Matki z Biesłanu - pisze DZIENNIK. Większość spośród ponad 330 zabitych 3 września 2004 roku to dzieci.

Reklama

"Chcemy tylko sprawiedliwości" - mówią kobiety, nie wierząc na dobrą sprawę w to, co mówią. Rosja nie zamierza przyznawać się do błędów, a takie dowody jak ich film nigdy nawet nie trafią do sądu.

Susanna Dudijewa walczy od tamtego wieczoru, gdy wśród zabitych zobaczyła syna. Jej grupa Matki Biesłanu dążyła do tego, by władze przyznały, że rosyjskie państwo zawiodło. Wszędzie słyszała to samo: "Wasze dzieci zabili terroryści".

Reklama

Władza ma jednak z niepokornymi kobietami kłopot. O mało co nie zniszczyły pokazowego procesu jedynego z ocalałych rebeliantów. "Wybaczymy ci wszystko, tylko powiedz, co tam w środku się stało" - krzyczały do Nurpaszy Kułajewa, gdy w metalowej klatce przed ponad rokiem czekał na dożywotni wyrok. To na Kaukazie, gdzie obowiązuje zemsta rodowa, wyjątkowo mocna obietnica. Mimo to skatowany przez śledczych Czeczen wolał milczeć.

Oficjalny rosyjski scenariusz jest prosty i nikt nie ma prawa go naruszać. 1 września 2004 r. szkoła w Biesłanie została zajęta przez terrorystów. Grozili, że wysadzą ją w powietrze. Po 52 godzinach w budynku coś wybuchło - nie było innego wyjścia jak szturm na zajmowany gmach.

Śmierć znacznej części spośród 1,2 tys. zakładników uznano za sukces, a akcję - za wyzwolenie. Film, na którym widać, że to Rosjanie pierwsi oddali strzały - rujnuje tę wersję, która dla wielu od początku była putinowską bujdą. "Liczę, że tym razem prokuratura weźmie to pod uwagę" - mówi nam Dudijewa. Za pewne na darmo.

Reklama

Dwa lata przed biesłańską tragedią, 23 października 2002 r., Moskwę obiegł alarm - Czeczeni wdarli się do teatru i stłoczyli w potężnej sali na Dubrowce 850 widzów musicalu "Nord-Ost". Tu też są bomby i ładunki wybuchowe. Komando pod wodzą Mowsara Barajewa grozi, że wysadzi gmach w powietrze. Nikt jeszcze nie wie, do jakiego cynizmu gotowa jest posunąć się ekipa na Kremlu.

Po 57 godzinach udawanych negocjacji nagle euforia: terroryści nie żyją, po spektakularnej akcji oddział specjalny OSNAZ uwalnia zakładników. Po kilku godzinach deszczowej soboty 26 października było już jasne: Rosjanie uśpili wszystkich - i napastników, i widzów - gazem. Czeczenów dobili strzałami w głowy, ale blisko 130 uśpionych i wycieńczonych ofiar nigdy się nie obudziło.

"Nawet nas nie poinformowano, że mamy być przygotowani na detoksykację" - mówili lekarze szpitali, które zmieniły się w gigantyczne umieralnie. Rodziny ofiar Dubrowki też szukały sprawiedliwości. Odpowiedź prokuratury była ta sama: waszych krewnych zabili terroryści. Z nimi się sądźcie.

Władze zastosowały sprawdzoną taktykę: zamieciono niewygodne pytania pod dywan, a winnych nie znaleziono. "W Rosji ukręcanie sprawom łba jest powszechne. Zwłaszcza gdy chodzi o mundurowych lub urzędników" - tłumaczy DZIENNIKOWI rosyjski politolog Andriej Prybiłowski.

W czasach, gdy czeczeńskie megazamachy, takie jak Dubrowka i Biesłan, nikomu się nie śniły, Rosja Putina przeżyła podobną historię. 12 sierpnia 2000 r. na Morzu Barentsa zatonął okręt atomowy "Kursk" ze 118 osobami na pokładzie. Władze - jak w czasach sowieckich - o tragedii poinformowały dopiero po dwóch dniach. Rodziny cały czas karmiono kłamstwami. Gdy oburzona krewna jednego z marynarzy na konferencji prasowej próbowała dowiedzieć się o los swojego bliskiego, agentka FSB znienacka wstrzyknęła jej środek uspokajający. Po filmie o Biesłanie Rosja też na pewno znajdzie dla swoich obywateli odpowiedni zastrzyk uspokajający.



ARTUR CIECHANOWICZ: Co nowego wnosi ujawnione nagranie?
SUSANNA DUDIJEWA*: Dziura, która powstała w ścianie budynku sali gimnastycznej, powstała w wyniku wybuchu na zewnątrz. To bardzo ważna informacja. Do tej pory utrzymywano, że było wręcz przeciwnie. Że to terroryści odpalili ładunki jako pierwsi. Tymczasem w sali gimnastycznej żadnego wybuchu nie było. Potwierdzają to zakładnicy. Również saperzy i Jurij Sawieljew z komisji śledczej ds. Biesłanu.
Teraz już wiemy, że padł strzał z granatnika. Pocisk przeleciał przez całą salę i uderzył w przeciwległą ścianę. Później wszystko zaczęło sie palić, bo budynek ostrzelano z miotaczy ognia. Sama prokuratura nie obaliła tej wersji. Znalazła na nią inny sposób - ignorowała ją.

Czy jest szansa, że teraz to się zmieni?
Jest szansa, że wreszcie otrzymamy odpowiedź na podstawowe kwestie. Że ktoś nam odpowie, dlaczego właśnie tak należało zaczynać ten szturm. Dlaczego strzelano w kierunku sali gimnastycznej, gdzie były dzieci. Kto podjął taką decyzję? Mamy niezbity dowód nieudolności generałów. Za to musi ktoś ponieść odpowiedzialność.

Prokuratura do tej pory w ogóle nie brała pod uwagę takiej wersji. Mówiła, że winni są terroryści, a ci - z wyjątkiem jednego - nie żyją.
Jeśli prokuratura nie potwierdza naszej wersji, to niech przedstawi inne wiarygodne dowody. Powtarzana w kółko historia o tym, że to terroryści zdetonowali ładunki, nie znajduje po prostu potwierdzenia w faktach. Ani wśród zakładników, ani wśród saperów, którzy pracowali na miejscu tragedii.

Wierzy pani w zwycięstwo?
Walka z rosyjską prokuraturą jest strasznie ciężka. Wręcz beznadziejna. Napisali sobie scenariusz i nie chcą ani o krok od niego odstąpić. Pojawiła się jednak nadzieja. Powoli posuwamy się naprzód. Ludzie nam pomagają. Myślę, że prokuratorzy w końcu będą musieli przyznać nam rację. Uznać nieudolność generałów i urzędników dowodzących akcją. Również tchórzostwo i nieodpowiedzialność prezydenta Osetii, ministrów spraw wewnętrznych i sytuacji nadzwyczajnych, którzy nie dali rozkazu ratowania dzieci. Dzieci, które paliły się żywcem! Proszę sobie wyobrazić - oni doprowadzili do takiej tragedii...

Co dla Matek Biesłanu będzie sprawiedliwym finałem?
Tych wszystkich ludzi, o których mówię, trzeba pociągnąć do odpowiedzialności. Nie zależy nam na tym, żeby ich wsadzać do więzień. Chodzi po prostu o uznanie winy. Chodzi nam o wymierzenie moralnej kary. To jedyne, czego chcemy. Wciąż okazuje się, że to zbyt wiele.

SUSANNA DUDIJEWA, przewodnicząca organizacji Matki Biesłanu, w czasie szturmu straciła syn

















Biesłan - trzy dni, które wstrząsnęły Rosją

Kryzys w szkole w Biesłanie rozpoczął się 1 września o godzinie 9.30, gdy na ceremonię rozpoczęcia roku szkolnego do kompleksu wdarło się komando czeczeńskich bojowników. 32 uzbrojonych ludzi wzięło za zakładników ponad 1200 osób - zarówno nauczycieli, jak i uczniów oraz ich rodziny. Większość zakładników zebrano w szkolnej sali gimnastycznej, gdzie mieli spędzić następne dwie doby - bez wody i jedzenia, śpiąc obok siebie i nie mogąc nawet wyjść do toalety. Porywacze zaminowali tymczasem cały budynek, w tym salę gimnastyczną. Grozili, że wysadzą się w powietrze.

Już wkrótce po zajęciu szkoły wokół budynku powstał kordon stworzony przez milicję i siły bezpieczeństwa, w tym elitarnych komandosów oraz jednostki OMON. Rozpoczęły się chaotyczne negocjacje, które przez całe godziny nie przynosiły przełomu. 3 września tragedia znalazła krwawy finał. Około godziny 13 wybuchła bezładna strzelanina. Do dziś nie wiadomo dokładnie, jak doszło do wymiany ognia. Wielu zakładników było tak wyczerpanych, że nie mieli siły uciekać.

Podczas oblężenia i szturmu w Biesłanie zginęło co najmniej 330 osób, z czego ponad połowa to dzieci. Setki innych raniono. Dwa tygodnie później odpowiedzialność za atak na szkołę wziął na siebie przywódca czeczeńskich bojowników Szamil Basajew. Twierdził jednak, że jego ludzie nie zabijali dzieci.