Sprawa, którą właśnie opisał "Financial Times", w Portugalii znana jest od kilku miesięcy, jednak dopiero teraz pojawiły się w niej nowe wątki mogące rzucać cień na szefa Komisji Europejskiej. 51-letni Jose Manuel Barroso, zanim objął to stanowisko, piastował funkcję szefa portugalskiego rządu oraz przewodniczącego centroprawicowej PSD - ugrupowania często nazywanego również mianem "socjaldemokratów".

Reklama

W czerwcu tego roku sąd konstytucyjny orzekł, że konserwatywna partia przyjęła - łamiąc ustawowe limity dotyczące finansowania partii politycznych - 233 tys. euro od firmy budowlanej Somague. Transakcja polegająca na opłaceniu przez firmę jednej z partyjnych faktur miała miejsce w 2002 roku, wkrótce po tym, jak Barroso został premierem.

Kilka dni temu portugalska prasa doniosła jednak, że sprawa miała swój ciąg dalszy. Dwa miesiące po transakcji do biura prokuratora generalnego wpłynęła petycja wysłana przez nowego ministra transportu, a wcześniej... skarbnika PSD, który w zawoalowany sposób prosi o przychylne potraktowanie Somague w sporze o państwowy przetarg.

W tej sytuacji portugalska prokuratura krajowa zapowiedziała w minionym tygodniu, że rozważa wznowienie śledztwa w sprawie nielegalnego finansowania partii, a także możliwych korupcyjnych nacisków na wymiar sprawiedliwości. Sprawa dotarła już do Brukseli i Strasburga.

Reklama

Na razie rzeczniczka Barroso twierdzi, że doniesienia z Portugalii nie mają żadnego związku z bieżącą pracą szefa Komisji. "Nie komentujemy spraw, które dotyczą polityki wewnętrznej w krajach członkowskich" - brzmi oświadczenie. Jednak część eurodeputowanych jest zupełnie innego zdania. "Tych ustaleń nie można pominąć, uznając je wyłącznie za problemy Portugalczyków. Zaistniała sytuacja wystawia na próbę uczciwość i niezależność przewodniczącego Barroso" - mówił cytowany przez "Financial Times" belgijski eurodeputowany Bart Staes.

Także część ekspertów jest zdania, że Barroso - jako lider partii - musiał wiedzieć o sprawie. To poważna rysa na nieskazitelnym do tej pory wizerunku Portugalczyka. "Całe to zamieszanie wpłynie negatywnie na postrzeganie Barrosa, choć zapewne nie będzie miało wpływu na jego pozycję. Parlament Europejski może wszcząć przeciwko niemu dochodzenie, ale to mało prawdopodobne" - ocenia Hugo Brady, ekspert z Centre for European Reform w Londynie.

W dotychczasowej historii Unii Europejskiej tylko raz zarzuty o korupcję doprowadziły do dymisji przewodniczącego KE - w 1999 r. do dymisji wraz z całym gabinetem podał się Luksemburczyk Jacques Santer.