Według wstępnych wyników, uzyskanych z wszystkich obwodów wyborczych, centroprawicowa koalicja Sojusz dla Szwecji zdobyła 49,2 proc. głosów i 172 miejsca w nowym parlamencie. Opozycyjna centrolewicowa koalicja zdobyła 43,6 proc. głosów i 157 mandatów. Po raz pierwszy w historii do parlamentu weszła, przekraczając 5-procentowy próg wyborczy, nacjonalistyczna, wroga imigrantom partia Szwedzcy Demokraci, która uzyskała 5,8 proc. głosów i 20 mandatów.
Wyniki te oznaczają, że Sojusz dla Szwecji pozostanie przy władzy, ale będzie mu trudniej rządzić. Nie będzie miał bowiem absolutnej większości w parlamencie, do której zabrakło mu zaledwie trzech mandatów.
Konserwatyści premiera Reinfeldta, którzy dominują w koalicji rządowej, uzyskali 3,7 proc. głosów więcej niż w poprzednich wyborach. Cztery lata temu głosowało na nich 26,2 proc. wyborców, zaś w ostatnią niedzielę - 29,9 proc. Po ogłoszeniu wstępnych wyników Fredrik Reinfeldt ogłosił zwycięstwo centroprawicy i oświadczył, że nie będzie zabiegał o poparcie socjaldemokratów. "Zrobię jednak wszystko, by ustabilizować sytuację w nowym parlamencie" - powiedział Reinfeldt. Dlatego też - jak poinformował - będzie chciał współpracować z inną partią opozycji, Zielonymi. Premier Szwecji pozostawił jednak otwartą kwestię, czy zaproponuje temu ugrupowaniu wejście do koalicji rządowej, czy też jedynie luźną współpracę.
Mona Sahlin, szefowa szwedzkich socjaldemokratów - największej partii opozycyjnej - oświadczyła w niedzielę późnym wieczorem, że centrolewicowa koalicja przegrała wybory, a jej partia odnotowała "bardzo zły wynik". Wprawdzie Socjaldemokracja z 30,8 proc. głosów będzie najsilniejszą partią w parlamencie, ale w porównaniu z poprzednimi wyborami oznacza to utratę ponad 4 proc. głosów.
Frekwencja wyborcza wyniosła 82,1 proc. i była o prawie 2 proc. wyższa niż podczas głosowania cztery lata temu.