Napastnicy, poruszający się piechotą, rzucili granat ze skraju placu, na którym zebrało się wielu ludzi. "Słychać było głośny wybuch i ludzie zaczęli krzyczeć i biegać" - relacjonuje jeden ze świadków w miejscowym radiu.
Telewizja pokazała, jak do szpitali przenoszono płaczące dzieci z obandażowanymi głowami, jednak nikt nie został poważnie ranny.
To czwarty w ciągu ostatnich dwóch tygodni wybuch granatu w Monterrey, mieście uważanym za jedno z głównych centrów biznesowych w Ameryce Łacińskiej. W poprzednich atakach nikt nie został ranny.
Meksykańskie ministerstwo spraw wewnętrznych potępiło incydent i obiecało ująć sprawców. Odpowiedzialnością za ataki obwiniło zorganizowaną przestępczość, sugerując, że jest to skutek walki karteli narkotykowych o drogi przerzutowe do Stanów Zjednoczonych.