Jak zawsze co dwa lata, Amerykanie wybierają jedną trzecią składu 100-osobowego Senatu i całą 435-osobową Izbę Reprezentantów. Odbywają się również wybory gubernatorów - w 37 spośród 50 stanów - oraz do legislatur stanowych i lokalnych.
Na podstawie sondaży i analiz poszczególnych wyścigów wyborczych przewiduje się, że Partia Republikańska (GOP) przejmie prawdopodobnie większość w Izbie Reprezentantów. Ponieważ obecnie zasiada w niej 256 Demokratów i 178 Republikanów (jeden mandat jest niewykorzystany), ci ostatni muszą zdobyć dodatkowych minimum 39 mandatów, żeby przejąć kontrolę w Izbie.
W Senacie - jak wynika z prognoz - Demokraci powinni zachować większość, chociaż najprawdopodobniej stopnieje ona do minimum. Obecnie zasiada tam 58 Demokratów, 40 Republikanów i 2 senatorów niezależnych, którzy głosują zazwyczaj tak, jak Demokraci.
Według najnowszego sondażu "Wall Street Journal" i telewizji NBC, spośród tzw. prawdopodobnych wyborców, czyli tych, którzy zapowiadają, że na pewno wezmą udział w głosowaniu, 49 procent ma nadzieję, że w Kongresie większość zdobędzie GOP, natomiast 43 procent liczy na przewagę Demokratów.
Na niekorzyść tych ostatnich działa przede wszystkim stagnacja gospodarki - mimo oficjalnego zakończenia recesji bezrobocie nie maleje, utrzymując się na poziomie bliskim 10 procent (obecnie 9,7 proc.). Większość niezależnych wyborców, którzy w dwupartyjnym systemie w USA są zwykle "języczkiem u wagi" i którzy w wyborach prezydenckich w 2008 r. masowo poparli Baracka Obamę jest teraz rozczarowanych jego rządami i polityką demokratycznej większości w Kongresie.
Niemal zawsze w wyborach, które odbywają się w połowie kadencji prezydenckiej, partia rządzącego prezydenta traci znaczną liczbę miejsce w Kongresie. Obecną sytuację porównuje się do wyborów w 1994 roku, kiedy to po dwóch latach kadencji Billa Clintona Demokraci utracili większość w obu izbach federalnej legislatury.
Z sondaży wynika też, że Republikanie mają znacznie większą motywację do walki o odzyskanie kontroli w Kongresie niż pogrążeni w politycznej apatii Demokraci. W dużym stopniu przyczyniła się do tego Partia Herbaciana (Tea Party) - ultraprawicowy ruch przeciwstawiający się polityce Obamy; ruch ten w kwestiach gospodarczych postuluje zmniejszenie deficytu budżetowego, redukcję wydatków rządowych i obniżanie podatków. Krytykuje też reformę systemu ubezpieczeń zdrowotnych Obamy, nazywając go socjalistą.
Populistyczną Partię Herbacianą wspiera energicznie była kandydatka na wiceprezydenta USA z ramienia GOP, Sarah Palin.
Wielu działaczy Partii Herbacianej wygrało prawybory w Partii Republikańskiej z bardziej umiarkowanymi politykami GOP popieranymi przez partyjny establishment.
Jedna z takich kandydatek GOP Sharron Angle w stanie Nevada, nikomu do niedawna nieznana nauczycielka, ma szanse wygrać wybory na senatora z przywódcą demokratycznej większości w Senacie, Harrym Reidem. Wynik wyborów do Senatu zależy od rezultatu wyścigów w kilku kluczowych stanach; w Nevadzie, Illinois, Kentucky, Wisconsin, Kolorado i na Florydzie.
Jeżeli GOP zdobędzie większość w Izbie Reprezentantów, stanowisko przewodniczącego Izby - trzecie w formalnej hierarchii władzy w USA (po prezydencie i wiceprezydencie) przejmie obecny lider mniejszości, John Boehner.
Chociaż wtorek 2 listopada jest oficjalnym dniem wyborów, Amerykanie głosują już od kilku tygodni w systemie tzw. wczesnego głosowania, które ma ułatwić potem liczenie głosów.