– Nie wiemy, jakie będą od nowego roku podatki, jakie będą wydatki państwa, jakie będą zabezpieczenia dla bezrobotnych. Takiej niepewności nie ma w żadnym kraju europejskim. To bardzo utrudnia przedsiębiorcom planowanie czegokolwiek – mówi „DGP” Anders Alsund, ekonomista waszyngtońskiego Peterson Institute for International Economics.
Według przedwyborczych sondaży Demokraci mieli ponieść największą klęskę, jaka dotknęła partię rządzącą w połowie kadencji prezydenta od 1974 r. Przejęcie przez Republikanów kontroli nad Izbą Reprezentantów oznacza wzajemną blokadę między Białym Domem a Kongresem. Barack Obama nie będzie już w stanie przeforsować nowych ustaw, zaś repulikańscy kongresmeni nie obalą jego weta.
Bez szans na kompromis
– To zupełnie nowa sytuacja dla amerykańskiego systemu politycznego. Od lat 50. do 1994 r. niemal cały czas większość w Kongresie mieli Demokraci, potem przez 12 lat utrzymywali ją Republikanie. Teraz układ zmienia się co cztery, a nawet co dwa lata – mówi „DGP” Nicolas Veron, główny ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla.
Kompromis między prezydentem a Kongresem będzie tym trudniejszy, że Republikanie poszli do wyborów z programem całkowitego odwrócenia polityki gospodarczej prowadzonej od dwóch lat przez Obamę, a w ich szeregach znalazło się wielu działaczy ruchu Tea Party o radykalnych poglądach.
– Taki układ jest niebezpieczny dla koniunktury. Program stymulowania gospodarki Obamy jest na wyczerpaniu, zaś wysokie bezrobocie powoduje, że Amerykanie obawiają się utraty pracy i nie chcą konsumować – uważa Mark Zandi, główny ekonomista agencji ratingowej Moody’s.
Już w trzecim kwartale, mimo pakietu stymulacyjnego Obamy, gospodarka rozwijała się w tempie zaledwie 2 proc. w skali roku. To za mało, aby ograniczyć bezrobocie, które wciąż dotyka 9,6 proc. osób w wieku produkcyjnym.
Pierwszą ofiarą nowego układu w Kongresie będzie odwołanie przed końcem roku specjalnych osłon socjalnych dla prawie 2 mln osób pozostających trwale bez pracy. Republikanie już latem próbowali zablokować przedłużenie tego programu, choć wówczas bezskutecznie. Ekonomiści zwracają uwagę, że efekt takiego cięcia natychmiast odbija się na gospodarce, bo bezrobotni zwykle od razu wydają całe otrzymane pieniądze.
Teraz czas na Fed
Dziennik „Christian Science Monitor” uważa z kolei, że nie ma szans na przeforsowanie minipakietu stymulacyjnego ogłoszonego kilka tygodni temu przez Obamę. Chciał on przeznaczyć blisko 50 mld dol. m.in. na rozbudowę infrastruktury transportowej. Cios dla gospodarki będzie podwójny, bo dobiegają końca wydatki z wielkiego (prawie 800 mld dol.) pakietu stymulacyjnego Obamy.
Republikanie chcą też zablokować wydatki państwa na sfinansowanie przez państwo ubezpieczeń zdrowotnych dla najuboższych w ramach reformy przeprowadzonej przez prezydenta wiosną tego roku. I nie dopuszczą do żadnej nowej inicjatywy, która mogłaby w jakikolwiek inny sposób zwiększyć wydatki państwa. Tym bardziej że finanse publiczne są w opłakanym stanie – tegoroczny deficyt wynosi 13 bln dol., zadłużenie państwa sięgnęło astronomicznej sumy 15 bln dol.
W tej sytuacji jedynym sposobem podtrzymywania wzrostu pozostaje polityka banku centralnego. Dziś szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke najprawdopodobniej ogłosi zakup obligacji skarbu państwa za przynajmniej 500 mld dol. Już wcześniej Fed w taki sam sposób wyemitował na rynek pusty pieniądz o wartości 1,5 bln dol.
Eksperci ostrzegają, że taka inicjatywa zwiększa ryzyko wzrostu inflacji i prowadzi do osłabienia kursu dolara. Jednak Bernanke nie ma wielu innych narzędzi – stopy procentowe już dawno zostały obniżone do realnie zerowego poziomu.