Sprawa wyszła na jaw, gdy północnokoreańscy naukowcy zabrali do fabryki amerykańskiego badacza, który przebywał w ich kraju z wizytą.
Siegfried S. Hecker, profesor uniwersytetu Stanford i były szef amerykańskich laboratoriów jądrowych w Los Alamos twierdzi, że „osłupiał”, gdy zobaczył, jak nowoczesny jest północnokoreański ośrodek. Według niego, w fabryce pracują „setki, setki” dopiero co zainstalowanych centryfug sterowanych z „ultranowoczesnego” pokoju kontrolnego. Gospodarze ujawnili gościowi, że mają dwa tysiące tego typu urządzeń.
Nowy obiekt powstał najprawdopodobniej w okolicach najsłynniejszych północnokoreańskich instalacji nuklearnych w Jongbjon. Ośrodek musiał powstać w imponującym tempie – międzynarodowi inspektorzy, którzy zostali wyrzuceni z kraju w kwietniu 2009 roku, twierdzą, że w tamtym czasie fabryka jeszcze nie istniała. Co więcej, amerykańscy eksperci twierdzą, że to nie jedyny nowy obiekt atomowy na Północy: Phenian skonstruował też w samym Jongbjon reaktor na zwykłą wodę i umieścił go w miejscu fabryki zdemontowanej nieco wcześniej w ramach międzynarodowych porozumień rozbrojeniowych.
Wnioski płynące z odkrycia prof. Heckera są przerażające. Analitycy twierdzą, że tempo i poziom specjalizacji potrzebny do stworzenia nowych obiektów wskazuje na to, że Korea Północna korzysta z pomocy zagranicznych specjalistów (w tym kontekście nieoficjalnie mówi się o naukowcach z Chin), a także bez większych problemów łamie embargo ONZ. Dlatego właśnie Hecker po powrocie z Phenianu milczał – o swoich spostrzeżeniach poinformował wyłącznie Biały Dom, korzystając z nieoficjalnych kanałów.
Informacje o nowym ośrodku nuklearnym Phenianu wypłynęły w momencie, w którym Biały Dom usilnie stara się ożywić sześciostronne rozmowy rozbrojeniowe. W podróż do Seulu, Tokio i Pekinu udał się właśnie amerykański dyplomata odpowiedzialny za Koreę Północną, Stephen Bosworth. Być może nieoczekiwana otwartość badaczy z Phenianu to pośredni sygnał, że reżim ma nowe karty przetargowe w negacjach – i że tak łatwo nie ustąpi pod presją pozostałych uczestników rozmów.