We wtorek francuski prezydent przemawiał do rolników w Truchtersheim, w Alzacji - raptem 24 kilometry od granicy z Niemcami. Musiał być zmęczony lub niezwykle rozkojarzony, gdyż porównując wyniki gospodarcze Francji z sąsiednimi Niemcami, dodał w pewnej chwili: "i nie mówię tego tylko dlatego, że jestem w Niemczech".

Reklama

Pomyłka prezydenta nie uszła uwadze tłumu. Nagle zapadła cisza, którą przerwał śmiech, który po chwili przerodził się w buczenie i gwizdy.

"To znaczy w Alzacji" - zreflektował się Sarkozy. Próbował on jeszcze przez chwilę zatrzeć niekorzystne wrażenie, stwierdzając, że właśnie dlatego wspiera programy pomocowe dla starszych ludzi, cierpiących na problemy z pamięcią. Za późno jednak. Rolnicy - grupa elektoratu, wśród której Sarkozy ma niewielkie poparcie - najprawdopodobniej nie wybaczą prezydentowi kolejnego "afrontu", jaki im uczynił.

Klip z nagraniem niefortunnego występu obejrzało już ponad 100 tysięcy ludzi, a gafę komentują w środę niemal wszystkie francuskie gazety.

Nic dziwnego, prezydent - chcąc, nie chcąc - dotknął wielkiego francuskiego tabu: Alzacja przez stulecia przechodziła z rąk do rąk i była przedmiotem największych zatargów między Francją i Niemcami. Francuscy królowie zaanektowali ją w XVII w. Niemcy odbiły region po wojnie francusko-pruskiej w 1870 roku. Alzacja wróciła do Francji w wyniku I wojny światowej - i ponownie weszła w skład Niemiec 1940 r. W 1944 r. odbiły ją oddziały francuskie i amerykańskie.