W orędziu do narodu Hosni Mubarak obiecał spełnienie swych wcześniejszych obietnic. Potwierdził, że nie będzie kandydował we wrześniowych wyborach prezydenckich. Do tego czasu nie ustąpi z funkcji głowy państwa.
Mubarak zapewnił, że chce zagwarantować stabilizację kraju. Jednocześnie poinformował, że - zgodnie z konstytucją - przekaże swe kompetencje wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi. Jak zaznaczył, uczyni to, by udowodnić, że żądania protestujących zostaną spełnione na drodze dialogu.
"Prezydent Hosni Mubarak formalnie nie ustępuje, przekazuje część uprawnień wiceprezydentowi Suleimanowi, który w tej chwili ma wolną rękę do wprowadzenia w konstytucji zmian prowadzących do demokratyzacji" - tłumaczy Grzegorz Dziemidowicz - dyplomata, orientalista i archeolog, były ambasador w Egipcie.
"Widać, że oddawanie prezydenckiego fotela idzie Mubarakowi ciężko. Nawiązywał do 60 lat swojej służby publicznej dla Egiptu; mówił, że nadal chce dla Egiptu pracować i w Egipcie umrzeć. To nie było to, co chciały usłyszeć miliony Egipcjan, nie tylko na placu Tahrir, ale w całym kraju" - mówi Dziemidowicz.
Jak dodaje, Mubarak "nie powiedział, że odejdzie czy usunie się na bok. To duże rozczarowanie. Te słowa mogą tylko zradykalizować nastroje".