Informację o rezygnacji podał do wiadomości wiceprezydent - i w obecnej sytuacji głowa państwa - Omar Sulejman. To ten były szef wywiadu i służb bezpieczeństwa będzie teraz zarządzał krajem, przynajmniej do zaplanowanych na jesień wyborów prezydenckich. Swoje wsparcie zapewniła mu też armia. "Niech Bóg ma Was w swojej opiece" - skończył swoje wystąpienie w telewizji Sulejman.
"Bóg jest wielki", "Niech żyje Egipt" - taki okrzykami zareagował wielotysięczny tłum demonstrantów na placu Tahrir na wieść o ustąpieniu prezydenta. W mroku, jaki zapadł już na Bliskim Wschodzie, zabłysły setki światełek i w górę uniosły się wszystkie flagi Egiptu, jakie protestujący przytargali ze sobą. Euforia panuje też na ulicach innych egipskich miast, zwłaszcza Aleksandrii, gdzie równolegle z Kairem od wielu dni trwały protesty przeciw prezydentowi.
Sam Mubarak wyjechał z Kairu jeszcze zanim wydany został komunikat. Według nieoficjalnych informacji wraz z rodziną udał się do kurortu w Szarm el-Szejk, gdzie posiada luksusową willę. Jego dalszy los nie jest jeszcze rozstrzygnięty, ale - choć demonstranci domagają się osądzenia go - prezydent zapewne ocali głowę i zebraną w ciągu trzydziestu lat u władzy fortunę.
"To mój największy dzień. Egipt jest wolny" - skomentował z kolei Mohammed ElBaradei, pokojowy noblista i były szef MAEA, a obecnie jeden z przywódców opozycji.
Ogłoszenie dymisji prezydenta Egiptu poprzedziła wzmożona presja opozycji, której czołowe osobistości, wśród nich główny przywódca Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Badia, nie ustawały w żądaniach, aby Hosni Mubarak zrezygnował z władzy i opuścił kraj.
Badia zażądał w ogłoszonym w piątek komunikacie aby Mubarak zrezygnował ze swego urzędu. Bractwo Muzułmańskie, które jest główną siłą opozycyjną, "odrzuca w całości" - jak napisano - przemówienia wygłoszone w czwartek przez Mubaraka i wiceprezydenta Omara Suleimana.
Mubarak i Suleiman powtórzyli w tych wystąpieniach obietnice, które rząd złożył w ubiegłą niedzielę w sprawie pokojowej transformacji władzy, po spotkaniu wiceprezydenta z przedstawicielami opozycji .
"Naród całkowicie odrzuca to, co nam zaproponowali" - oświadczył Badia w pierwszym oficjalnym oświadczeniu stanowiącym reakcję Bractwa Muzułmańskiego na czwartkowe wystąpienia Mubaraka i Sulejmana.
W komunikacie styl i sposób, w jakim złożono te propozycje, określono jako "arogancki" i ujawniający raz jeszcze "nieustępliwośc i upór reżimu". "Wzmoże to jedynie naszą rewolucję, która będzie coraz bardziej masowa i będzie obejmować coraz większe obszary" - zapowiedziano.
Rzecznik Bractwa Muzułmańskiego, Mohamed Mursi, powiedział w telewizji Al-Arabija: "Lud domaga się końca reżimu i odejścia Mubaraka".
Zapowiadane w czwartek przez Mubaraka przekazanie prerogatyw władzy wiceprezydentowi Suleimanowi Badia uznał za "część operacji polegającej na wygłaszaniu wprowadzających w błąd przemówień, aby nie spełnić żądań ludu".
Również "Ruch 6 kwietnia", jedna z sił, które przewodzą protestom trwającym w Egipcie od 25 kwietnia, domagał się, aby Mubarak opuścił kraj.
Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, Mohamed ElBaradei, komentując czwartkowe wystąpienia Mubaraka i Suleimana, wezwał wojsko, aby przyłączyło się do rewolty ludowej przeciwko prezydentowi.
"Wciąż wierzę, że wojsko może się przyłączyć. Cały naród wyszedł na ulice. Jedyne wyjście dla reżimu, to odejście" - pisał ElBaradei w Twitterze.
Wojsko egipskie, które zachowało dotąd formalną neutralność w głębokim kryzysie politycznym w Egipcie, deklarując jednocześnie, że żądania społeczeństwa są uzasadnione, nie przyłączyło się do protestów i dochowywało wierności dowództwu, na czele którego jako zwierzchnik sił zbrojnych stał Mubarak.