Deklaracja, przyjęta w poniedziałek na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych i europejskich "27" w Brukseli, głosi, że UE "potępia trwające represje przeciwko uczestnikom manifestacji w Libii i ubolewa nad przemocą i śmiercią cywili". W dokumencie jest też wezwanie do "natychmiastowego zaprzestania użycia siły wobec manifestantów i okazania umiarkowania przez wszystkie strony".
Po Bengazi, w poniedziałek zamieszki ogarnęły libijską stolicę, Trypolis, gdzie spłonęły niektóre gmachy publiczne. Human Rights Watch szacuje liczbę zabitych w manifestacjach na 233 osoby.
"Wolność wypowiedzi i prawo do pokojowych zgromadzeń są prawami człowieka i podstawowymi swobodami, przysługującymi wszystkim, które muszą być respektowane i chronione" - głosi deklaracja. UE domaga się w niej przeprowadzania otwartego, wewnętrznego dialogu, w którym udział będą mogły wziąć wszystkie strony, by rozmawiać o "konstruktywnej przyszłości kraju i narodu".
"Ze strony UE powinno płynąć przesłanie wsparcia dla procesów demokratyzacji i transformacji, ale w takim tempie i w taki sposób, jak każde z tych społeczeństw sobie życzy. Nie oczekujcie, że UE będzie narzucała komukolwiek jakiekolwiek rozwiązania, bo to są dojrzałe społeczeństwa i one mogą same wybrać, co jest dla nich najlepsze" - powiedział Mikołaj Dowgielewicz po spotkaniu, na którym omawiano reakcję UE na wydarzenia w kolejnych arabskich krajach wstrząsanych antyrządowymi demonstracjami.
Minister tłumaczył, że UE nie chce stwarzać wrażenia, że się wtrąca "w sposób niezgrabny" w zachodzące w Afryce Północnej procesy. "Polska niewątpliwie ma do zaoferowania doświadczenia polskiej transformacji, które pokazują, że zmiany niosą pozytywną wartość dla obywateli i społeczeństw" - dodał.
W deklaracji ministrowie zapowiadają "nowe partnerstwo" z krajami Południa objętymi Europejską Polityką Sąsiedzką (EPS), w ten sposób, by unijne wsparcie brało pod uwagę reformy polityczne i gospodarcze oparte na europejskich wartościach. Przygotowaniem pakietu nowych środków oraz dostosowaniem istniejących instrumentów ze strony UE ma się zająć szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Na konferencji prasowej tłumaczyła, że "chodzi o nasze sąsiedztwo i musimy być skuteczni i ambitni".
Deklaracja wpisuje się w apel sześciu południowych krajów z Francją na czele, które zaproponowały zwiększenie pomocy dla krajów sąsiedzkich z basenu Morza Śródziemnego. Ich propozycje przewidują m.in. wzmocnienie środków EPS, przede wszystkim pod kątem partnerstwa południowego i polegają na ponownej analizie środków zaprogramowanych na lata 2011-2013 w ramach EPS, wzmocnieniu finansowania na rzecz wspierania społeczeństwa obywatelskiego i wzmocnieniu projektów w ramach Unii dla Śródziemnomorza.
Sygnatariusze argumentują, że w przeliczeniu na głowę mieszkańca wschodni sąsiedzi dostają teraz z UE nieproporcjonalnie więcej pieniędzy. Polska, podobnie jak węgierska prezydencja, ma nadzieję, że pomoc dla Południa nie będzie konkurowała z finansowaniem wschodnich sąsiadów UE i jest przeciwna kierowaniu na Południe dodatkowego wsparcia.
"Nie widzimy powodu, by rozmawiać o zwiększeniu jakichkolwiek kopert finansowych, dlatego że jako UE mamy już zaangażowane znaczące środki na Południu. Wystarczy spojrzeć tam, gdzie środki nie są wydane - zacznijmy od tego" - powiedział Dowgielewicz.
"UE ma jedną politykę sąsiedzką, której dwa wymiary - wschodni i południowy - wzmacniają się. Teraz najpilniejszą sprawą jest Południe, ale to nie znaczy, że możemy odwrócić uwagę od Wschodu, bo nie wiadomo, co się stanie w przyszłości. Dlatego musimy z determinacją przygotowywać szczyt Partnerstwa Wschodniego. UE musi udowodnić, że potrafimy odnieść sukces w najbliższym sąsiedztwie, jeśli chce zostać globalnym graczem" - powiedział minister spraw zagranicznych Węgier Janos Martonyi.