"Mówię do tych, którzy domagają się odejścia innych: to wy macie odejść, to opłacani agenci mają opuścić kraj" - zaznaczył jemeński prezydent.
Od stycznia szef państwa walczy z ruchem kontestacji ludowej, który domaga się od niego natychmiastowego ustąpienia. 18 marca w starciach sił bezpieczeństwa z antyrządowymi demonstrantami zginęły 52 osoby.
Prezydent Salah, sprawujący urząd od 32 lat, oskarżył opozycję o chęć przejęcia władzy "dzięki krwi przelanej przez młodych" demonstrantów.
"Oni wszyscy sprzymierzyli się, by spowodować upadek władz: Al-Kaida, rebelianci Hutiego (na północy kraju), separatyści (w południowym Jemenie) i wspólne forum (opozycja parlamentarna)" - mówił prezydent, umieszczając wszystkich swych adwersarzy w jednym szeregu.
"Ci, którzy chcą władzy, powinni pójść do urn i jeśli lud obdarzy ich zaufaniem, przekażemy im władzę" - dodał.
Z Jemenu dochodzą sprzeczne informacje na temat przekazania władzy przez Salaha. W zeszłym tygodniu sam prezydent zapowiedział, że ustąpi z urzędu do końca 2011 roku. Następnie oświadczył, że jest gotów odejść, ale przekaże władzę tylko w "pewne ręce".
W sobotę szef jemeńskiej dyplomacji Abu Bakr al-Kirbi zapowiedział, że umowa w sprawie pokojowego przekazania władzy, oparta na propozycji prezydenta, może zostać zawarta bardzo szybko.
Później telewizja Al-Arabija zacytowała Salaha, który powiedział, że choć był gotów do ustąpienia "z godnością" nawet w ciągu kilku godzin w reakcji na niepokoje społeczne, umowa może nie dojść od skutku, bo oponenci zaostrzyli żądania.
W niedzielę odbył się zjazd partii prezydenckiej - Powszechnego Kongresu Ludowego (GPC). Według źródła partyjnego, wielotysięczny komitet centralny GPC prosił Salaha o pozostanie u władzy do końca kadencji kończącej się w 2013 roku.
Jemen, jeden z najbiedniejszych krajów arabskich, oprócz szyickiej rebelii na północy boryka się również z separatystycznym ruchem na południu oraz wzrostem wpływów i wzmożoną działalnością Al-Kaidy.