"Moim zdaniem i zdaniem moich adwokatów (dowodów) absolutnie nie ma. Powtarzam raz jeszcze, że do śledztwa włączono (tzw.) taśmy Melnyczenki, czy też plotki" - powiedział Kuczma w poniedziałek przed siedzibą prokuratury, dokąd przybył na kolejne przesłuchanie w sprawie śmierci Gongadzego.
Taśmy, o których mówi były prezydent to nagrania, dokonane z nielegalnego podsłuchu w gabinecie Kuczmy przez pracownika jego ochrony, majora Mykołę Melnyczenkę i opublikowane w 2000 r. Słychać na nich, jak Kuczma mówi, że należy pozbyć się niewygodnego dla władz dziennikarza.
"Żadna ekspertyza, nawet jeśli zostanie dokonana przez ekspertów międzynarodowych, nie potwierdzi, że coś tam (na taśmach Melnyczenki - PAP) jest" - oświadczył były prezydent w poniedziałek.
Kuczma oznajmił także w rozmowie z dziennikarzami, że major Melnyczenko nie zajmował się jego ochroną osobistą. "Chcę podkreślić, że nigdy nie był moim ochroniarzem. Był on delegowany z biura ochrony rządu (do administracji prezydenta - PAP) wraz z innymi kilkoma ludźmi, którzy chronili prezydenta przed podsłuchem. (...) Jego zadaniem (...) było wchodzenie do biura czy innego pomieszczenia, w którym miał pojawić się prezydent, (...) i sprawdzanie, czy pod łóżkiem nie ma podsłuchu albo czy nie ma tam Melnyczenki" - powiedział były prezydent.
24 marca ukraińska prokuratura generalne postawiła Kuczmie zarzuty nadużycia władzy poprzez wydanie nielegalnych poleceń "osobom urzędowym" w MSW, co w konsekwencji doprowadziło do zabicia Gongadzego w 2000 roku.
W ub. tygodniu media opublikowały decyzję prokuratury w tej sprawie, z której wynika, że były prezydent osobiście wydał polecenie zablokowania dziennikarskiej i społecznej działalności Gongadzego.
Gongadze, dziennikarz niezależnej gazety internetowej "Ukrainska Prawda", który tropił korupcję władz, zaginął we wrześniu 2000 roku. Dwa miesiące później jego pozbawione głowy ciało odnaleziono w lesie w okolicach Kijowa.
Kuczma cały czas utrzymuje, że gotów jest przysiąc na Biblię, iż to nie on zlecił zabójstwo dziennikarza.