Jak poinformował w sobotę wieczorem rzecznik izraelskich sił zbrojnych, Tajser Abu Snima "bezpośrednio i fizycznie" brał udział w porwaniu żołnierza. Zdaniem rzecznika, zabity mężczyzna pełnił kilka ważnych funkcji w zbrojnym skrzydle Hamasu i uczestniczył w szeregu ataków terrorystycznych na Izrael, m.in. w niedawnym wystrzeleniu na miasto Ejlat rakiet z należącego do Egiptu półwyspu Synaj.
Hamas zaprzecza, jakoby Snima miał cokolwiek wspólnego z porwaniem, i zapowiada, że jego śmierć nie przeszkodzi podejmowanym przez to ugrupowanie działaniom.
Ostatnia doba przyniosła największą wymianę ognia między Izraelem a rządzoną przez Hamas Strefą Gazy od czasu operacji "Płynny Ołów" z przełomu lat 2008 i 2009, kiedy zginęło ponad tysiąc osób. Izrael używa samolotów i dział czołgowych, siły Hamasu odpowiadają wystrzeliwaniem rakiet i pocisków moździerzowych. Hamas twierdzi, że po stronie palestyńskiej zginęło już co najmniej kilkanaście osób, a ponad 60 zostało rannych. W Izraelu nie ma na razie ofiar śmiertelnych. W krytycznym stanie znajduje się natomiast pewien chłopiec, ranny po tym, jak w czwartek rakieta Hamasu uderzyła w szkolny autobus.
Setki tysięcy Izraelczyków szykują się w sobotni wieczór kończący szabas do spędzenia kolejnej nocy w schronach.