Colville powiedział, że większość zabitych w zeszły piątek w obozie znajdującym się we wschodniej prowincji Dijala została najprawdopodobniej zastrzelona. Jak podał zachodni dyplomata w Bagdadzie, trzy ciała miały zmiażdżone głowy.
Według Colville'a nadal nie znaleziono sześciu ciał. "Wiemy, że w obozie i jego bezpośredniej okolicy znajdują się ciała 34 ludzi" - powiedział rzecznik ONZ Farhan Haq, dodając, że trwają starania o ustalenie szczegółów.
Wcześniej mieszkańcy Aszrafu donieśli o 34 zabitych. Liczba ofiar była kwestionowana przez irackie władze, które podały, że podczas operacji wojska zginęły tylko trzy osoby, a pozostałe miały być martwe jeszcze przed wejściem irackich żołnierzy.
Według irackich władz te trzy osoby zginęły, kiedy siły bezpieczeństwa odpowiedziały na ciskanie kamieniami przez mieszkańców obozu podczas operacji, której celem miało być odebranie terenu obozu i zwrócenie ziemi wieśniakom. Irackie ministerstwo obrony zapowiedziało przeprowadzenie dochodzenia w sprawie całej operacji.
Jak pisze agencja AP, celem ataku miała być Organizacja Ludowych Mudżahedinów Iranu (PMOI). Aszraf, ok. 100 km na zachód od granicy irańskiej i 100 km na północ od Bagdadu, to ich główna siedziba.
PMOI, określana też skrótami MEK lub MKO, otrzymywała poparcie od irackiego reżimu Saddama Husajna. To największe zbrojne ugrupowanie irańskie, o ideologii islamsko-marksistowskiej, w 1986 r. przeniosło główną siedzibę do Iraku. Przez USA, Irak i Iran uznawane jest za organizację terrorystyczną.
Obóz Aszraf, z którego irańscy mudżahedini prowadzili działania przeciwko Iranowi, został po upadku Saddama Husajna rozbrojony w 2003 roku; wojsko podpisało porozumienie, zgodnie z którym mieszkańcy obozu o powierzchni niespełna 90 km kw. otrzymali chroniony status na mocy konwencji genewskich. Według amerykańskich wojskowych status ten wygasł w końcu 2008 roku, kiedy Bagdad i Waszyngton podpisały pakt bezpieczeństwa ograniczający władze Amerykanów w Iraku.