Dziennik "Zwiazda", wydawany przez parlament i Radę Ministrów, informuje, że białoruscy przedsiębiorcy ogłosili gotowość pracy wspólnie z rządem nad planem wyjścia z kryzysu. Chcą jednak, by urzędnicy przyznali się do popełnionych błędów.

Reklama

"Jeszcze w grudniu zeszłego roku mówiono nam, że nic podobnego u nas się nie wydarzy, żeby się nie martwić, a po dwóch miesiącach zobaczyliśmy spadek kursu krajowej waluty. Czy specjalnie nam tak mówiono? Czy Bank Narodowy po prostu nie mógł ocenić sytuacji, w jakiej znalazła się gospodarka? Jeśli tak - to co tam są za specjaliści, którzy nie umieją prognozować sytuacji w gospodarce na 2-3 miesiące naprzód?" - pyta cytowana przez gazetę Nina Łukjanawa ze Stowarzyszenia Pracodawców i Przedsiębiorców obwodu witebskiego.

Szef mińskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Uładzimir Karjahin uważa, że zapowiedziane przez rząd rekompensaty płac po dewaluacji powinny ominąć "pracowników pewnych ministerstw i resortów, struktur ekonomicznych", a "na odwrót, trzeba obniżyć im pensje o 30 procent, jak złym uczniom, którzy nie umieli rozwiązać zadania" - przytacza jego słowa "Zwiazda".

"Narodnaja Wola" zamieszcza artykuł Walerego Cepkały, szefa państwowego Parku Zaawansowanych Technologii w Mińsku na temat przyczyn kryzysu. Jego zdaniem, władze źle wybrały strategię wyjścia z kryzysu lat 2008-2009. Rząd "postawił sobie za cel dalsze zwiększanie ilości produkowanych towarów. (...) Przedsiębiorstwa nadal kupowały zagraniczne części i kontynuowały produkcję (...), nie bacząc na brak zbytu, i kierowały ją do magazynów, w nadziei na rychły koniec kryzysu" - pisze Cepkała. To spowodowało wymywanie rezerw walutowych kraju i kształtowanie się ujemnego salda w handlu zagranicznym - wskazuje.

Przypomina, że przed rokiem prezydent Alaksandr Łukaszenka zapowiedział doprowadzenie średniej pensji do równowartości 500 dolarów. "Zadanie było samo w sobie słuszne" - zastrzega Cepkała, ale w dalszej części artykułu wskazuje, że rząd wykorzystał na podwyższenie pensji środki z kredytu Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW).

"Tak więc ujemny bilans handlowy ukształtował się nie dlatego, że zaczęliśmy więcej importować win chilijskich czy argentyńskich, (...), francuskich perfum czy japońskich samochodów. Ukształtował się z powodu związku między rezerwami walutowymi a niezrealizowaną produkcją białoruskich zakładów (pozostającą w magazynach) - to około 1,5 mld dolarów. A wydany na pensje kredyt z MFW to około 3,5 mld dolarów" - wskazuje autor.

Tłumaczy, że w takiej sytuacji dewaluacja była nieunikniona, jednak mogła zostać przeprowadzona na poziomie 20 procent. Zdaniem Cepkały, gdyby "uczciwie powiedziano ludziom" o sytuacji w gospodarce, nie doszłoby do deficytu obcych walut na rynku. "Bank Narodowy (...) próbował swoimi działaniami ukryć realną sytuację w sferze bankowej, wprowadzając w błąd, jeśli chodzi o swoje działania i zamiary, kręgi biznesowe i społeczeństwo" - wskazuje Cepkała.