Włoska agencja Ansa podała, że podczas weekendu, który minął pod znakiem nerwowego oczekiwania na rozwój wydarzeń na rynkach finansowych, kancelaria premiera Silvio Berlusconiego prowadziła intensywne rozmowy z partnerami ze strefy euro oraz włoskimi ekspertami opracowując strategię obrony rynków i wspólnej waluty.
Ponadto Ansa twierdzi, że być może konieczne będą dalsze gwarancje ze strony rządu włoskiego, które gotów jest on przedstawić. Wśród nich wymienia się kolejną inicjatywę dla obrony włoskich finansów publicznych.
Włoski rząd za pozytywny rezultat uznał poparcie prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego i kanclerz Niemiec Angeli Merkel dla przyjętego w Rzymie planu zmniejszenia deficytu budżetowego. Jednocześnie przywódcy Francji i Niemiec wezwali Włochy do "pełnego i szybkiego" wprowadzenia w życie tych planów.
Politycy i komentatorzy zastanawiają się teraz jaką "cenę" będzie musiał zapłacić włoski rząd za dalsze poparcie Europy dla jego polityki oszczędności i dążenia do zmniejszenia deficytu.
Zauważa się, że są nadzieje na kompromis, nad którym pracował w tych dniach przebywający na Sardynii premier Berlusconi podczas konsultacji z europejskimi liderami. Według Ansy, po rozmowach tych szef rządu może z większym optymizmem oczekiwać poniedziałkowego otwarcia giełd.
Ale według doniesień mediów rząd, przygotowany na dalsze wstrząsy na rynkach, wciąż bierze pod uwagę "plan B", czyli uzupełnienie uchwalonego w lipcu wielkiego programu oszczędnościowego, na przykład o dalsze obostrzenia polityki emerytalnej czy podniesienie podatku VAT na niektóre artykuły.
Minister pracy Maurizio Sacconi wyjaśnił, że "polityczne" zaangażowanie, jakiego oczekuje teraz od Włoch Europejski Bank Centralny polega na "przyspieszeniu realizacji już zaprojektowanych działań".
Komentatorzy zauważają, że to właśnie apele ze strony Unii i jej instytucji pod adresem centroprawicowego rządu, stały się tematem ostrego politycznego starcia we włoskiej klasie politycznej. Wywołały je przede wszystkim słowa byłego unijnego komisarza, wybitnego włoskiego ekonomisty Mario Montiego. W artykule na łamach niedzielnego wydania dziennika "Corriere della Sera" ocenił on, że wydarzenia ostatnich dni dowodzą, że decyzje dotyczące Włoch podejmuje "ponadnarodowy rząd techniczny z siedzibami rozsianymi w Brukseli, Frankfurcie, Berlinie, Londynie i Nowym Jorku".
Co ciekawe, przypomina się, że opinię tę wyraził ekonomista, wskazywany wielokrotnie przez centrolewicę jako kandydat na szefa rządu technicznego.
Centroprawicowa koalicja zaatakowała profesora Montiego. Jeden z polityków rządzącej partii Lud Wolności, Osvaldo Napoli, odpowiedział Montiemu: "Godność Włoch nie została sprzedana ani przehandlowana przez premiera".
Opozycyjna centrolewicowa Partia Demokratyczna zażądała od szefa rządu "prawdy" na temat warunków postawionych przez Europejski Bank Centralny.
"We Włoszech jest rząd podlegający zarządowi komisarycznemu, dyskwalifikujący się, pozbawiony władzy i autorytetu"- oświadczył lider opozycyjnego ugrupowania Włochy Wartości Antonio Di Pietro, który ponownie zażądał dymisji premiera.