– Nie cofniemy się przed żadną decyzją, która jest niezbędna, aby nasz kraj utrzymał się na nogach – zapewnił szef rządu w momencie, gdy dziesiątki tysięcy Greków brały udział w gwałtownych starciach z policją w drugim co do wielkości mieście kraju Salonikach.
W sobotę kanclerz Angela Merkel znów ostrzegła, że Grecja nie otrzyma kolejnej (8 mld euro) transzy pierwszego pakietu pomocowego, jeśli nie przekona MFW i UE, iż obniży w tym roku do 7,6 proc. PKB deficyt budżetowy. Na razie obie instytucje oceniają, że dziura w finansach publicznych wyniesie przynajmniej 9 proc. PKB.
Powodem jest o wiele większy, niż się wcześniej spodziewano – aż 5-procentowy – spadek PKB w tym roku. Właśnie dlatego pod koniec zeszłego tygodnia przedstawiciele Komisji Europejskie, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego zerwali rozmowy z Grekami w sprawie dalszej wypłaty pieniędzy. Zdaniem źródeł w greckim rządzie cytowanych przez „Wall Street Journal”, jeśli w ciągu kilku tygodni Ateny nie otrzymają pomocy, kraj utraci finansową płynność.
W piątek rentowność greckich obligacji po raz kolejny gwałtownie poszła w górę, bo część inwestorów spodziewa się wkrótce bankructwa państwa.
Reklama
Spełnienie postulatów Merkel oznacza jednak bardzo bolesne reformy. Papandreu zapowiedział, że aż 120 tys. osób zatrudnionych w sektorze publicznym straci w tym roku pracę, a uposażenia tych, którzy ją zachowają, zmniejszą się o 25 proc. Z tego powodu w nadchodzących dniach związki zawodowe zapowiedziały strajki kolejnych grup zawodowych dotkniętych cięciami, od lekarzy przez pracowników służb celnych i skarbowych po osoby zatrudnione w przedsiębiorstwach komunalnych.
Przeciwko planom oszczędnościowym Papandreu protestuje także część polityków rządzącej Partii Socjalistycznej, dla której urzędnicy państwowi są tradycyjną klientelą wyborczą. Jak podaje Eurostat, w lipcu bezrobocie w Grecji przekroczyło 15 proc. Jeśli Grecja nie zdoła przełamać recesji, za 3 – 5 lat poziom życia będzie tam niższy niż w Polsce.