Unia Europejska będzie próbowała zmusić Wielką Brytanię do przyjęcia uzgodnień, które premier David Cameron zawetował na zeszłotygodniowym szczycie w Brukseli.
Olli Rehn, unijny komisarz ds. gospodarczych, powiedział, że szczerze żałuje, iż szef brytyjskiego rządu zdecydował się odrzucić działania zwiększające dyscyplinę budżetową i że chciałby, aby Wielka Brytania znajdowała się w centrum Europy, a nie na jej uboczu. Ale zaraz zastrzegł, że Cameronowi nie uda się zrealizować swoich zamierzeń. – Jeśli celem Wielkiej Brytanii była ochrona bankierów i instytucji finansowych z City przed regulacjami, to tak się nie stanie – mówił Rehn.
Podczas szczytu Cameron w zamian za zgodę na zmiany traktatowe zażądał prawa do ochrony brytyjskiego sektora finansowego – który wytwarza 10 proc. PKB tego państwa – przed nowymi unijnymi regulacjami i pozostawienia władzom krajowym prawa do nakładania własnych regulacji, nawet jeśli miałyby one być ostrzejsze niż brukselskie.
Londyńskie City obawia się, że Unia rzeczywiście będzie próbowała użyć wszystkich środków, by zmusić Camerona do przyłączenia się do paktu stabilizującego strefę euro. Według cytowanego przez „The Wall Street Journal” think tanku OpenEurope, istnieje dziś 49 unijnych regulacji sektora finansowego, które albo zostały przyjęte, ale jeszcze nie weszły w życie, albo zostały zaproponowane i są dyskutowane, ale jeszcze nie mają statusu formalnej propozycji.
Reklama
Jednym z takich pomysłów jest to, by niektóre rodzaje biznesów – np. izby rozrachunkowe w transakcjach derywatami – które działają w strefie euro, musiały mieć tam również swoją siedzibę. Innym potencjalnym straszakiem na Londyn jest proponowany przez UE podatek od transakcji finansowych. Według Komisji Europejskiej przynosiłby on 57 mld euro rocznie, z czego 40 mld pochodziłoby od firm zlokalizowanych w Wielkiej Brytanii. Podatek ten był do tej pory blokowany przez Londyn, ale są zakusy, aby tak zmodyfikować propozycję, by można było ją przeforsować przy pomocy kruczków prawnych, omijając groźbę brytyjskiego weta.
Presję na Wielką Brytanię próbowali wywrzeć też deputowani podczas wczorajszej debaty w Parlamencie Europejskim. – To w londyńskim City są spekulanci, którzy wepchnęli Europę w kryzys, a teraz nie chcą regulacji – mówił szef frakcji socjalistów Martin Schulz. Niektóre metody są jednak groteskowe. Szef liberałów Guy Verhofstadt nie chciał przemawiać po angielsku, mówiąc, że to teraz nieodpowiedni język. Trudno przypuszczać, by ten argument skłonił Camerona do zmiany zdania, szczególnie że jego postawę na szczycie popiera 57 proc. Brytyjczyków.