Opozycyjna Partia Demokratyczno-Liberalna (PD-L) zaapelowała we wtorek do wyborców, by nie głosowali w niedzielnym referendum w sprawie odsunięcia od władzy prezydenta Rumunii Traiana Basescu. Głosowanie będzie ważne, gdy frekwencja przekroczy 50 procent.
Poprzez referendum rządząca koalicja pod nazwą Unia Społeczno-Liberalna (USL) premiera Victora Ponty stara się uprawomocnić decyzję o zawieszeniu Basescu w obowiązkach, podjętą przez jej 256 posłów. My zwracamy się do obywateli Rumunii, by nie brali udziału w tej maskaradzie - mówił przywódca PD-L Vasile Blaga. PD-L to ugrupowanie opozycyjne, z którym związany jest Basescu. Premier Ponta określił ten i wcześniejsze apele o bojkot referendum jako niekonstytucyjne.
Parlament, w którym większość ma USL, doprowadził do zawieszenia centroprawicowego prezydenta w obowiązkach na 30 dni. Według koalicji Basescu korzystał z uprawnień zarezerwowanych dla premiera oraz popierał działania oszczędnościowe, które doprowadziły do zubożenia ludności.
Referendum w sprawie odwołania Basescu z urzędu odbędzie się 29 lipca. Jego wynik będzie wiążący pod warunkiem, że w głosowaniu weźmie udział co najmniej 50 proc., czyli ok. 9,1 mln, uprawnionych do głosowania. To ograniczenie postrzegane jest jako szansa niepopularnego w społeczeństwie Basescu na zachowanie stanowiska. Frekwencja podczas głosowań w Rumunii jest tradycyjnie niska, a w ostatnich wyborach parlamentarnych w maju wyniosła ok. 56 proc.
Aby zachęcić Rumunów do głosowania w referendum, lokale wyborcze będą w niedzielę otwarte w godz. 7-23, a więc o cztery godziny dłużej niż zazwyczaj. Utworzono też 50 dodatkowych lokali w hotelach i restauracjach nad Morzem Czarnym, z których będą mogli skorzystać Rumuni przebywający na urlopach. Opozycyjna PD-L twierdzi, że te działania mogą sprzyjać oszustwom wyborczym.
W opublikowanym przed tygodniem sondażu impeachment Basescu poparło 66 proc. ankietowanych, a 34 proc. było przeciwko. Swój udział w referendum zapowiedziało 61 proc. pytanych.