W przesłanym PAP przez ambasadę Królestwa Belgii w Warszawie artykule pt. "Ku Europejskiej Unii Federalnej powoli, lecz pewnie", jego autor - minister spraw zagranicznych Belgii - nie ukrywa, że "jest zagorzałym zwolennikiem" idei federalnej Unii Europejskiej. Tylko federalne mechanizmy mogą zagwarantować, że decyzję podejmowane na poziomie europejskim będą demokratyczne i skuteczne, z pełnym poszanowaniem władzy państw członkowskich lub ich jednostek federalnych - przekonuje Reynders.
To głos Belgii w debacie nad przyszłością UE, zainicjowaną czerwcowym raportem czterech przewodniczących (Rady Europejskiej Hermana Van Rompuy'a oraz Komisji Europejskiej Jose Barroso, Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego i eurogrupy Jean-Claude'a Junckera), jaka ma być kontynuowana przez przywódców państw UE do grudnia 2012.
Według Reyndersa, dalsza integracja europejska powinna prowadzić do federacji, co jednak nie oznacza zabrania kompetencji państwom czy regionom. Celem struktury federalnej nie jest centralizacja, ale wręcz przeciwnie: wszelka zadania organów publicznych są wykonywane na najodpowiedniejszym, właściwym poziomie, zgodnie z zasadą subsydiarności.
Taka federalna UE powinna mieć do dyspozycji odpowiedni, większy budżet, który obecnie stanowi zaledwie 1 proc. PKB wszystkich połączonych państw członkowskich. Nawet jeśli porównanie ze Stanami Zjednoczonymi wydaje się trochę ryzykowne, to warto zauważyć, że federalny budżet amerykański wynosi ok. 22 proc. PKB Stanów Zjednoczonych - podkreśla Reynders. Dodaje jednak, że "niestety" mało prawdopodobne jest dziś, aby wielkość budżetu wzrosła w najbliższych latach.
Federacja wymaga też odpowiedniej struktury. Komisja Europejska powinna zdaniem Belga ewoluować w kierunku rządu europejskiego w pełnym tego słowa znaczeniu, z przewodniczącym wybieranym jak już teraz przez Parlament Europejski, ale mniejszą niż obecnie liczbą komisarzy. Wyjaśnia, że odejście od obecnej zasady jeden kraj - jeden komisarz jest niezbędne, by wzmocnić skuteczność KE, tak, by mogła koncentrować się w pracach na prawdziwie europejskim interesie. Władzę ustawodawczą, rozwija Reynders, powinny sprawować dwie izby: jedna, która bezpośrednio reprezentuje obywateli, czyli Parlament Europejski, oraz druga - reprezentująca państwa. Istniejąca Rada ministrów powinna ewoluować w kierunku Izby Państw - dodaje.
W takiej federalnej strukturze, przekonuje Belg, rządy powinny przestrzegać wspólnie wyznaczonych na poziomie europejskim celów budżetowych, społecznych i gospodarczych, po to, by zapobiegać "wewnętrznym sprzecznościom" i nie szkodzić Unii ekonomicznej i monetarnej nadmiernymi deficytami budżetowymi czy brakiem równowagi makroekonomicznej.
Doświadczenia Belgii pokazują, że znalezienie równowagi pomiędzy europejskim rządem federalnym oraz jego państwami członkowskimi będzie zadaniem delikatnym - zauważa Reynders. Jako słuszną drogę wskazuje zaproponowane przez Van Rompuy'a rozwiązanie, by kraje mogły emitować papiery dłużne powyżej wspólnie ustalonego poziomu (teraz to 60 proc. PKB) tylko pod warunkiem, że wcześniej uzyskały na to zgodę na pozimie europejskim. Podobnie euroland mógłby ingerować w budżety narodowe poszczególnych państw, gdyby były one sprzeczne z uzgodnionymi zasadami budżetowymi.
Wraz z większą odpowiedzialnością i kontrolą na poziomie europejskim, powinna też - przekonuje Reynders - rozwijać się większa solidarność w UE. Jedną z jej form jest już budżet UE, który wspiera rozwój biedniejszych regionów, oraz stworzone ostatnio fundusze ratunkowe dla eurolandu, jak Europejski Mechanizm Stabilizacyjny. Na koniec, ta ewolucja w kierunku większej wspólnej odpowiedzialności budżetowej może prowadzić do emisji wspólnych euroobligacji przez wspólny resort finansów, którym zarządzałby europejski minister finansów - uważa Reynders. Wydaje się to odległą perspektywą, ale przygotowania rozpoczęły się już teraz - konkluduje.