Takie informacje przekazała amerykańskiej stacji telewizyjnej Marietta Palavra - adwokat romskiego małżeństwa, Christosa Salisa i Eleftherii Dimopoulou.
Wyjaśniałoby to, dlaczego dziewczynki nie ma w rejestrze dzieci zaginionych, prowadzonym przez Interpol.
Jak powiedziała NBC News mecenas Palavra, bułgarska prostytutka przyszła do Romów ze swoim sutenerem "Michaelisem" wkrótce po narodzinach dziecka. Prosiła ich o zaopiekowanie się noworodkiem. Dziewczynka wyglądała jak malutka, przepiękna lalka Barbie. A gdy wzięli ją w ramiona, zaczęła płakać - opowiada adwokat.
Christos Salis, który miał wcześniej problemy z prawem, nie chciał podjąć się opieki nad cudzym dzieckiem, bo wiedział, że wcześniej czy później wzbudziłoby to zainteresowanie policji. Jednak jego żona przekonała go, że w ten sposób zapewne uratują dziewczynce życie.
Według greckiej adwokat, dziewczynka, którą nazwano Marią, znalazła u Romów prawdziwe ciepło rodzinne. Nieprawdą ma być też, że dziecko było wykorzystywane do żebrania lub tańczenia za pieniądze. Biologiczna matka dziewczynki miała ją od czasu do czasu odwiedzać - ostatnio rok temu.
Tymczasem inna dziewczynka, 7-latka odnaleziona w Irlandii, wraca do romskiej rodziny. Testy DNA wykazała, że jest dzieckiem pary, z którą przebywała. Kilka dni temu w mieście Tallaght policjanci zatrzymali romskich rodziców. Wcześniej zaalarmowano ich, że wśród romskich dzieci znajduje się jasnowłosa, niebieskooka dziewczynka. Romska para zapewniła, że to ich córka. Okazane przez parę dokumenty wzbudziły u funkcjonariuszy podejrzenia. Badanie DNA wykazało jednak, że 7-latka jest potomkiem romskich rodziców. Dziewczynka trafiła na krótką obserwację do szpitala, a wczoraj wieczorem wróciła do domu.