Przy ulicy Hruszewśkoho, w strefie zdemilitaryzowanej, między Berkutem a rewolucjonistami, o milicji mówi się tylko źle. – Nałóżcie hełmy i nie wykonujcie gwałtownych ruchów, żeby ich nie prowokować. Oni mają wyprane mózgi, są gotowi strzelać do każdego, kto ich wkurzy – mówi strażnik rewolucyjnej barykady przy stadionie kijowskiego Dynama. Sam rodem z Odessy: kominiarka na twarzy, strój koloru khaki, groźny głos. Z jego relacji wynika, że po drugiej stronie stoją szaleńcy, którzy tylko czekają na rozkaz, aby zjeść wrogów żywcem. Postanowiliśmy sprawdzić, co się dzieje po drugiej stronie barykady. Co mówią i kim są milicjanci z Berkutu?
U wyjścia z Arsenalnej, najgłębiej położonej stacji metra na świecie, kłębi się tłumek grubawych facetów w skórach. To nieformalny sztab tituszek, prorządowych chuliganów. – Jeśli potrzebujecie najemników, wystarczy iść na Arsenalną i znaleźć menedżera tituszek. Ustalicie liczbę ludzi i cenę – mówi Dmytro Hnap, dziennikarz śledczy stacji Hromadśke TB. Jej redakcja mieści pół kilometra od Arsenalnej. – Powiedzą, kogo mają do dyspozycji. Przedstawią dossier – zapewnia.
Z rady Dmytra nie skorzystaliśmy. Zabrakło nam odwagi. Dresiarze biją naprawdę. Wolimy porozmawiać z Berkutem. W końcu służba, mundur, zasady. Na szczęście mamy coś w rodzaju alibi – musimy się dostać do parlamentu na spotkanie z posłem. Komendant kompanii mówi, że nie da się podejść pod Radę. – Jest blokada. Ukraińskich dziennikarzy też przed chwilą nie wpuściłem – mówi najczystszą ukraińszczyzną. To pierwsze zaskoczenie, bo po rewolucyjnej stronie barykad przekonywali nas, że Berkut to rosyjskojęzyczne ukrainofoby.
Dwieście metrów dalej na innym checkpoincie zbudowanym z czterech kamazów problemu nie ma. – Jesteście na liście tych, którzy mają przepustki? – pyta dowódca. – Mamy spotkanie w Radzie, na pewno nas pan tam znajdzie – tłumaczymy. – Nie widzę was w spisie. Ale jak chcecie, to wchodźcie – odpowiada. Po krótkiej rozmowie wiemy, że na razie sytuacja w rządowym Peczersku pozostaje typowo ukraińska. Wciąż da się nieco nagiąć procedury. Właśnie upadł mit o specjalnych siłach milicji – zawsze zwartych, gotowych i lojalnych.
W oddali słychać kakofonię: z jednej strony brzmią stare sowieckie hity z Antymajdanu (czyli wiecu zwolenników prezydenta Janukowycza), z drugiej dobiegają partyzanckie pieśni barykady, na której straszyli nas bestiami z Berkutu. Podchodzimy do budynku Rady Najwyższej. Po drodze mijamy kolejną kompanię. Od rewolucjonistów odróżnia ich jednolity mundur. Łączy zapach palonej w beczkach sosny, którym przesiąknięte są ubrania. Słyszeliśmy, że dresiarze wykrywają majdanowców właśnie po zapachu. Gdyby berkutowiec wracał po cywilu metrem i przypadkiem wysiadł na Arsenalnej, miałby wielką szansę załapać się na kilka strzałów od zaprawionych w bojach tituszek.
Poza Berkutem po rządowej stronie Hruszewśkoho pracują jeszcze ukraińscy borowcy. Strzegą wejścia do biur parlamentu. Wchodzimy na umówione spotkanie z posłem. Przed nami bramka wykrywająca metal. Pierwsza odprawiana jest 30-letnia kobieta pracująca w parlamencie. Młody borowiec nie odmawia sobie przyjemności flirtu. – Hasło? – pyta. – Sława Ukrajini! – odpowiada ze śmiechem pracownica, korzystając z nacjonalistycznego sloganu rozbrzmiewającego na Majdanie. – Herojam sława! – kończy funkcjonariusz, jakby wartę przyszło mu pełnić nie w dzielnicy rządowej, ale na barykadzie z opon.
Wracamy na Majdan. Obok barykady wisi wielki plakat z wypisanym i twórczo rozwiniętym wierszem Iwana Franki. W wersji rewolucyjnej tytuł to „Berkut” (Sokół). Czytamy: „Nienawidzę cię, berkucie, za to, że z pogardą patrzysz na niskich i słabych”.
Ukraina w pajęczynie procedur
Ukraińscy parlamentarzyści mimo ambitnych planów nie zdołali wczoraj podjąć żadnych konkretnych decyzji. Nie rozstrzygnięto kwestii postulowanej przez opozycję reformy konstytucyjnej. Nie ustalono też, kto będzie nowym premierem. Tymczasowo funkcję szefa rządu pełni Serhij Arbuzow, człowiek Rodziny, czyli grupy oligarchicznej skupionej wokół prezydenta Wiktora Janukowycza.
– Arbuzow nie podoba się Rosji, bo oznaczałby wzmocnienie prezydenta. Moskwa wolałaby na tym fotelu szefa prezydenckiej administracji Andrija Klujewa – mówi DGP politolog Taras Berezoweć. Opozycja obawia się Klujewa, wprost uważanego za rosyjskiego agenta wpływu i zwolennika stłumienia antyrządowych protestów. Zdaniem Berezowcia jednak Kreml mógłby zaakceptować jako szefa rządu pozycjonującego się w szeregach opozycji oligarchę Petra Poroszenkę. Tego ostatniego nie chce jednak widzieć Janukowycz, który uważa go za jednego z najpoważniejszych konkurentów.
W ten sposób ukraiński klincz stale się przedłuża. Uznawana za umiarkowanie prozachodnią deputowana Partii Regionów Hanna Herman oświadczyła wczoraj, że żadna decyzja w sprawie zmian konstytucji nie zostanie podjęta przed powrotem Janukowycza z igrzysk olimpijskich w Soczi. Na barykadach Euromajdanu przy ogniskach grzeją się tymczasem tysiące demonstrantów; palona sosna daje ciepło również stacjonującym w dzielnicy rządowej oddziałom Berkutu i MSW. – Prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym stan zimnej wojny potrwa aż do wyborów prezydenckich 2015 r. I dopiero wtedy możemy być świadkami decydującej rozgrywki – komentuje Dmytro Hnap, dziennikarz śledczy telewizji Hromadśke TB.