W centrum Doniecka zebrało się kilka tysięcy osób, które żądały przeprowadzenia referendum i dołączenia obwodu do Rosji. Później około tysiąca demonstrantów szturmem zdobyło miejscową siedzibę Służby Bezpieczeństwa.
Wcześniej na krótko wdarli się do budynku prokuratury, powiesili na nim flagę Federacji Rosyjskiej. Żądali zwolnienia z aresztu lidera separatystów Pawła Hubariewa.
Demonstranci wtargnęli też do siedziby firmy ISD, na której czele stoi gubernator obwodu donieckiego Serhij Taruta. Głównym punktem ich wizyty stał się firmowy bufet. Następnie agresywny tłum ruszył w kierunku Administracji Obwodowej. Tam czekało na nich 5 rzędów funkcjonariuszy oddziałów specjalnych.
W centrum Charkowa mimo sądowego zakazu także odbywał się prorosyjski wiec. Przyszło na niego około 3 tysięcy osób. Jego uczestnicy żądali wprowadzenia wojsk rosyjskich. Milicja próbowała zatrzymać organizatora demonstracji, ale tłum na to nie pozwolił.
Ludzie krzyczeli „Rosja” i „Berkut”. Tak nazywały się oddziały specjalne, które uczestniczyły w krwawej rozprawie z Majdanem. Szturmowali bez skutku Administrację Obwodową.
Manifestowali też przed siedzibą MSW i Służby Bezpieczeństwa. W pobliżu polskiego konsulatu krzyczeli „Faszyści”, „Charków to Rosja”, „Hańba”, "Polska, won!" i "W d... mamy Europę". Powiesili także flagę Rosji.
Później spalili biura organizacji prawicowych i towarzystwa społeczno-kulturalnego Proswita zajmującego się propagowaniem kultury ukraińskiej.
W Ługańsku demonstrantom rozdawano kartki, na których mieli odpowiedzieć między innymi na pytanie, czy zgadzają się na federalizację Ukrainy i jej wejście do Sojuszu Celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu. „Ludowe referendum” ma potrwać tydzień. Głosować może każdy i to po kilka razy.
W Mariupolu, około stu kilometrów od Doniecka, w demonstracji wzięło udział około tysiąca osób. Demonstranci mieli ze sobą flagi ZSRR. Skandowali: „Na wieki z Rosją”, „Zagłębie Donieckie to Rosja”. Żądali federalizacji kraju.
Po zakończeniu manifestacji zatrzymali autobus, w którym - ich zdaniem - mieli znajdować się ukraińscy nacjonaliści. Szukali ich także w fabryce firmy Roszen, która należy do proeuropejskiego oligarchy Petra Poroszenki. Nigdzie nie udało im się jednak znaleźć „banderowców”, którymi straszą rosyjskie media.
W Mikołajowie znalazło się za to 600 separatystów, którzy zorganizowali własne „referendum”. Oprócz pytania o federację proponowali oni także powołanie okręgu Małorosja składającego się z obwodów mikołajowskiego, odeskiego i chersońskiego. Głosować mógł każdy, nawet niepełnoletni i to kilkakrotnie.
W Dniepropietrowsku na prorosyjską manifestację przyszło tylko trzysta osób. Domagały się one połączenia Ukrainy z Rosją i Białorusią. Ogłoszono tam także utworzenie nowej panslawistycznej organizacji.