Nie we wszystkich z 225 okręgów udało się zorganizować głosowanie. Tak jest na Krymie oraz w dużej części obwodów donieckiego i ługańskiego, które są kontrolowane przez prorosyjskich separatystów. Mieszkańcy tych terenów mogą głosować poza nimi.
CZYTAJ TAKŻE: Wybory na Ukrainie. O głosy walczą "weterani">>>
CZYTAJ WIĘCEJ:Zamachy, lustracja i świńskie łby. Barwy kampanii na Ukrainie>>>
Na anektowanym przez Rosję Krymie rzadko wspomina się o wyborach na Ukrainie. Mieszkańcy półwyspu życzą jak najlepiej krewnym i znajomym, mieszkającym po drugiej stronie granicy. Jednocześnie podkreślają, że rosyjska aneksja uchroniła półwysep przed konfliktem zbrojnym.
Przeciętni Krymianie powtarzają to, co usłyszą w rosyjskich mediach. Część otwarcie twierdzi, że przez 23 lata półwysep znajdował się pod ukraińską okupacją. Wyborami na Ukrainie interesują się tylko ze względu na mieszkających po drugiej stronie granicy krewnych i przyjaciół. - Te wybory i żadne inne niczego nie zmienią, dopóki banderowcy będą mieli coś do powiedzenia - można usłyszeć w Symferopolu.
Zgodnie z ukraińską ordynacją, Krym nadal uznawany jest za część Ukrainy i jego mieszkańcy mają prawo udziału w głosowaniu. Ponieważ na anektowanym półwyspie nie utworzono żadnych komisji wyborczych, aby wziąć udział w wyborach trzeba wyjechać z Krymu.
Przedterminowe wybory zostały ogłoszone przez prezydenta Petra Poroszenkę na życzenie większości Ukraińców wyrażone na Majdanie. Lokale zostaną zamknięte o 19.00 czasu polskiego, czyli 20.00 miejscowego.