Mera Użhorodu można określić mianem człowieka po przejściach. Władzę zdobył jako ekolog. Później przeszedł do Janukowyczowskiej Partii Regionów. Dziś jest sierotą po dawnym systemie. Wiktor Pohorełow zna miasto jak własną kieszeń. Doskonale orientuje się w lokalnych układach i układzikach. W rozmowie z nami nie jest jednak szczery. – Nie słyszałem nic o żadnym przemycie, to takie medialne gadanie. Porozmawiajmy o sukcesach. Zbudowałem most, wyremontowałem ul. Szwabśką – mówi Pohorełow. Aby dowieść swojej prawdomówności, wyciąga z szuflady nieco pogięte zdjęcie, na którym widać, jak błogosławi go Jan Paweł II. – Papież powiedział mi, bym się modlił, nie kłamał i szanował ludzi. Od tej pory zawsze noszę to zdjęcie przy sobie – zapewnia.
Gdyby brać jego deklaracje na poważnie, Zakarpacie można by uznać za nudnawy prowincjonalny region. Prawda jest inna. Użhorod i położone 40 km od niego Mukaczewo kipi. To centrum przemytu papierosów, ludzi i narkotyków. Kijowski analityk Taras Berezoweć szacuje, że nawet 15 proc. mieszkańców regionu ma coś wspólnego z kontrabandą. Zyski dzielone są między lokalnymi książętami, którzy mają w kieszeni sądy, celników, milicję i służby specjalne. Wszystko na granicy z Polską, ze Słowacją, z Rumunią i Węgrami.
Na ten przemyt pracuje nieodległa lwowska fabryka tytoniu. Jak zapewnił nas współpracownik gubernatora Zakarpacia Jarosław Hałas, zbudowała w tym celu specjalną linię produkcyjną. Drugim źródłem tanich papierosów jest przemyt z Białorusi, trzecim – podziemne fabryczki na Ukrainie. Urzędnik pokazuje nam pudełka papierosów, które miały trafić do sklepów bezcłowych na europejskich lotniskach, i te, które docelowo trafią do klientów na targowiskach od Słowacji po Włochy. Jakość może trochę niższa, ale bez przesady. Jedyną różnicę widać na banderoli – fałszerze nie potrafią jeszcze podrobić hologramu.
Reklama
Na Zakarpaciu przewożenie papierosów poukrywanych w tirach czy pod ubraniami przemytników to tylko część biznesu. Dziś króluje nowoczesna technika. – Popularne stają się drony. Maszyna jest naprowadzana przez GPS. Nawet nie ląduje; po prostu zrzuca ładunek nad umówionym miejscem po stronie unijnej i wraca na Ukrainę – mówi Jarosław Hałas, współpracownik gubernatora Zakarpacia. Opowiada również o odkrytym niedawno tunelu podziemnym, który miał swoją klimatyzację i oświetlenie, niczym tunele między Izraelem a Strefą Gazy. Dziennikarze kijowskiej stacji Hromadśke TB nazwali go dziurą do Europy, miejscowi – metrem Użhorod-Słowacja.
Wszystko to mogło działać latami, gdyby nie lipcowa strzelanina w Mukaczewie, o której wcześniej pisaliśmy na łamach DGP. Po tych wydarzeniach w Polsce zaczęto zadawać pytanie, czy na zachód Ukrainy nie przeniesiono logiki Zagłębia Donieckiego. Rzeczywistość jest bardziej prozaiczna. Potyczka była elementem wojny o wpływy lokalnych grup przestępczych. Tym razem zasilonej kadrami i bronią z Donbasu. Podręcznikowa sytuacja, w której zabrakło państwa, a lukę po nim wypełnili przedsiębiorczy liderzy lokalnych klanów.
W samym Zakarpaciu klany, spajane silnymi więzami rodzinnymi i kumowskimi, od lat są rządzone przez tych samych ludzi. Pierwszym kieruje Wiktor Bałoha, który kontroluje sądy, ratusze, sejmik obwodowy i rady gminne, lokalne media i skorumpowanych urzędników. Drugim panem jest Wiktor Medwedczuk, znajomy Władimira Putina, który do niedawna miał pod sobą resorty siłowe: milicję i celników. Obaj Wiktorzy mają podobne życiorysy. Pracowali na wysokich stanowiskach u byłych prezydentów Łeonida Kuczmy, Wiktora Juszczenki, Wiktora Janukowycza. W parlamencie mają swoich posłów, którymi podczas kluczowych głosowań chętnie handlują.
Należy do nich między innymi Mychajło Łanio – casus belli i główny bohater głośnej strzelaniny w Mukaczewie. Według Hałasa to najpewniej Łanio wbrew podziemnym ustaleniom zawyżył podaż papierosów, przez co obniżył ich cenę i pozbawił zysków konkurencję. Efektem tego miał być najazd wynajętej przez Bałohę ekipy Sektora Prawicowego na kontrolowane przez Łanię centrum spa Antares w Mukaczewie. Jedziemy pod Antares. Pod budynkiem, który wygląda raczej na agencję towarzyską, stoi kilku dobrze zbudowanych ochroniarzy. Ani śladu milicji. Ani śladu Sektora, który wjechał na posesję Łani pod pozorem szlachetnej walki z kontrabandą.
Pytamy współpracownika Wiktora Bałohy, czy rzeczywiście SF – jak sam zapewnia – działał w imię rewolucji moralnej i oczyszczenia regionu z przemytników. – Biorąc pod uwagę, że lider grupy sam do niedawna jeszcze przemycał papierosy, to wątpliwa teza. Roman Stojka, milicjant zwolniony ze służby dyscyplinarnie i dowódca grupy, która strzelała w Antaresie, jest znany z tego, że przerzucał do Unii papierosy na domowej roboty paralotni. Gdy go złapano, twierdził, że wybrał się na ryby. Taka to rewolucja moralna – komentuje. Nazwiska nie chce podać. Górale nie piorą brudów przy obcych.
Po co zatem cały ten cyrk i strzelanina w Antaresie? – Stojka i jego ludzie wynajęli sobie logo Sektora, który kojarzy się z walką z układami, i korzystając z niego, zbierali podatek przemytniczy. Taki haracz chcieli też ściągnąć od Łani, ale ten się postawił – dodaje nasz rozmówca. Najpewniej sześciu sektorowców zdołało się wymknąć z nieudolnie przeprowadzanej milicyjnej specoperacji i ukryło się w górach w pobliżu granicy z Polską. Mają przy sobie granatnik i kilka karabinków.
Dopiero po strzelaninie prezydent Petro Poroszenko doszedł do wniosku, że warto byłoby ukrócić specyficznie pojętą samorządność Zakarpacia. Wysłał do niego gubernatora Hennadija Moskala, który do tej pory pacyfikował rebelię w obwodzie ługańskim. Moskal dostał wolną rękę do przeprowadzenia czystek. Z użhorodzkich służb specjalnych wyleciał ich szef, a prywatnie teść syna Bałohy Wołodymyr Hełetej. Stanowisko stracił szef milicji i lokalnego MSW, który był zaprzyjaźniony z Medwedczukiem. Jak powiedział nam Moskal, najlepszym krokiem do przodu jest – tu cytat – kop w dupę.
Przed spotkaniem z Moskalem mer Użhorodu przekonywał nas, że przemyt na Zakarpaciu nie istnieje. O tym, jak dalekie jest to od prawdy, świadczy sam życiorys Pohorełowa. Urzędnik w czasach ZSRR odsiedział sześć lat za nieprawidłowości finansowe. Już w niepodległej Ukrainie media oskarżyły go o inny przekręt. Okazało się, że przywłaszczył sobie zabytkowy bruk, zerwany przed remontem z ul. Szwabśkiej, którym tak bardzo się nam chwalił.
Układ w Zakarpaciu nie przypomina ani Palermo, ani Doniecka. Prędzej Naddniestrze. Problem w tym, że to Naddniestrze bis przez Bieszczady graniczy z polskim Podkarpaciem.

Sam sobie sojusznikiem

Ciężko będzie z Zakarpaciem?
Hennadij Moskal, gubernator obwodu zakarpackiego: Sycylia może się przy nim schować. Tamta mafia to harcerze. Tutaj królują związki rodzinne: brat, kum, swat.
Trudno rozbić taki system.
Proces już się zaczął. Zmienimy wszystkich szefów rejonów (powiatów – red.). Musimy odbudować struktury państwa. Kijów wierzył, że na Zakarpaciu nic się nie może stać. Najwyżej jakaś powódź.
Strzelanina w Mukaczewie jest groźna dla państwa?
To kataklizm na skalę lokalną. Ludzie do takich zdarzeń nie przywykli.
Jak pan ocenia miejscowy Sektor Prawicowy?
To kieszonkowa armia klanu, który wykorzystywał ją do zastraszania oponentów. Nabrali karanych, skompromitowanych ludzi. Jeździli do Zagłębia Donieckiego, przywozili stamtąd broń. Skoro tacy z nich patrioci, niech idą i bronią Ukrainy przed rosyjskim agresorem. A tu jedni do armii nie chcą, inni się nie nadają. Ci poszukiwani za strzelaninę w Mukaczewie z automatem po lesie biegają.
Na Zakarpaciu jest najniższy wskaźnik wykonania planu mobilizacyjnego.
Jeśli ktoś jest w stanie przenieść trzy kartony papierosów przez zieloną granicę, to musi być w dobrej formie i może służyć. W domach ich nie można znaleźć, do WKU nie przyjdą, więc zatrzymują ich pogranicznicy.
W Kijowie mówią, że Bałoha szykuje przeciw panu mały Majdan.
Czekam.
Bałoha ma poparcie w regionie. To groźny przeciwnik?
Nie uznaję tu żadnych autorytetów. Co chcą, niech robią. Mają konstytucyjne prawo demonstrować. I chwała Bogu, po to staliśmy na Majdanie, żeby swobodnie mówić to, co chcemy. Chciałbym tylko zobaczyć ich hasła. Czego zażądają? Żeby znów puścić ich papierosy do Europy?
Oficjalnie nie.
No to co? Pensje podwyższyć? To nie moja kompetencja.
Mogą zażądać, żeby pan nie zwalniał ich krewnych.
Na to będzie za późno, oni już są zwolnieni.
Kogo w obwodzie uważa pan za sojusznika?
Siebie.
Jest jeszcze Wiktor Medwedczuk. Przeciwnik Bałohy.
Nie podzielam zdania, że nic tak nie łączy jak wspólny wróg. Są tacy, z którymi nie mogę się zjednoczyć.