Szwecja będzie miała duży problem ze zintegrowaniem masowo napływających do tego kraju imigrantów, bo jest zbyt... egalitarna. Najmniejsze na świecie różnice płacowe, które dla Szwedów są powodem do dumy, powodują zarazem, że bardzo niewiele jest niewymagających kwalifikacji, nisko płatnych miejsc pracy. To oznacza, że większość nowo przybywających imigrantów skończy na zasiłkach.
Według danych Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców (SN) w 2014 r. mediana pensji osoby w wieku 18–24 lata, czyli dopiero rozpoczynającej pracę zawodową, wynosiła 22 800 koron brutto miesięcznie (ok. 10,4 tys. zł) i była o zaledwie 13 proc. niższa niż mediana pensji wszystkich pracujących.
– Szwecja ma prawdziwy problem z równością. Ma najmniejszą na świecie różnicę dochodów w całym zachodnim świecie. Tu nie ma nisko płatnych prac. Takie miejsca pracy po prostu nie istnieją – mówi radiu PRI Fredrik Segerfeldt z popierającego imigrację think tanku Migros.
Konsekwencją szwedzkiego przeświadczenia, iż zbyt duże dysproporcje płacowe są niedobre dla funkcjonowania społeczeństwa, jest to, że nawet niewymagające wielkich kwalifikacji zajęcia są stosunkowo dobrze opłacane. Ale zarazem szwedzcy przedsiębiorcy unikają tworzenia takich miejsc pracy i gdzie tylko mogą, zastępują je automatyką. W efekcie w Szwecji jest mniej takich prostych miejsc pracy niż w jakimkolwiek innym kraju wysoko rozwiniętym.
To uderza przede wszystkim w imigrantów, zwłaszcza tych, którzy w Szwecji są od niedawna. – Mamy największą spośród wszystkich bogatych państw różnicę w stopie zatrudnienia pomiędzy osobami urodzonymi w kraju i za granicą. To poważny problem z integracją – dodaje Segerfeldt.
Widać to świetnie w statystykach. Odsetek imigrantów w wieku produkcyjnym, którzy pracują, wynosi zaledwie 52 proc., a w grupie, która przebywa w Szwecji 15 lat, wzrasta tylko do 60 proc. Tymczasem wśród wszystkich osób w wieku produkcyjnym wyniósł on w zeszłym roku 74,9 proc., co jest najwyższym wskaźnikiem w Unii Europejskiej. Mimo środków, które władze przeznaczają na kursy językowe czy integrację, imigrantowi znalezienie pracy w Szwecji zajmuje średnio osiem lat.
Przy czym te statystyki dotyczą okresu sprzed wybuchu tegorocznego kryzysu migracyjnego, w trakcie którego Szwecja stała się obok Niemiec głównym celem podróży dla przybyszów z Syrii, Iraku czy Afganistanu. O ile w zeszłym roku w Szwecji złożono 75 tys. wniosków o azyl, to szacuje się, że w tym i w przyszłym będzie to łącznie 360 tys., co w stosunku do całej populacji kraju – liczącej obecnie 9,8 mln – jest zdecydowanie największą liczbą w całej Unii Europejskiej.
Wprawdzie część z nowych przybyszy – zwłaszcza tych z Syrii – jest stosunkowo dobrze wykształcona i ma szansę w miarę szybko znaleźć pracę, nawet taką, która wymaga wyższych kwalifikacji, ale takich uchodźców jest niewielu. Można zatem założyć, że zdecydowana większość przybyszów najprawdopodobniej zasili szeregi niepracujących. I będzie stanowić obciążenie dla szwedzkiego budżetu.
Sprawa rosnących wydatków na pomoc dla imigrantów zresztą w ostatnich dniach już stała się przedmiotem debaty. Magdalena Andersson – minister finansów w socjaldemokratycznym rządzie Stefana Loefvena – zaproponowała, by w takiej sytuacji zrezygnować z celu, jakim jest nadwyżka budżetowa w wysokości 1 proc. PKB, a nawet pozwolić sobie na deficyt. To jednak nie podoba się szwedzkiej radzie polityki fiskalne j, której przewodniczący John Hassler argumentuje, że w sytuacji, gdy wydatki na pomoc dla uchodźców są trudne do przewidzenia, tym bardziej ważne jest, aby utrzymywać zrównoważony budżet. Tymczasem wydatki na ten cel rzeczywiście rosną w bardzo szybkim tempie – kilka lat temu była to równowartość miliarda dolarów rocznie, obecnie są to cztery miliardy, zaś według szacunków w przyszłym roku potrzebne będzie już siedem miliardów dolarów.
Z ekonomicznego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem byłoby odejście od zasady niewielkich różnic płacowych, tak aby mogły powstawać niewymagające kwalifikacji, nisko płatne miejsca pracy. Problem w tym, że nie wiadomo, czy egalitarni ze swej natury Szwedzi są mentalnie gotowi na taką rewolucję.
Mediana pensji osoby w wieku 18–24 lata wchodzącej na rynek pracy wynosiła w 2014 r. 10,4 tys. zł i była niższa tylko o 13 proc. niż wszystkich pracujących