Wyrazem tych obaw były wystąpienia prezydenta Baracka Obamy podczas jego wizyty w Europie. Dla wielu Amerykanów, szczególnie w Partii Republikańskiej, UE jest przede wszystkim unią ekonomiczną - wspólnym rynkiem, jakim była na początku procesu europejskiej integracji. Były sekretarz stanu Henry Kissinger mawiał, że kiedy chce zwrócić się w jakiejś sprawie do Unii, nie wie "do kogo zadzwonić". Powołanie urzędów prezydenta UE i jej ministra spraw zagranicznych nie rozwiązało tego problemu - dla prezydenta USA głównymi partnerami są często nadal liderzy europejskich mocarstw, zwłaszcza Niemiec.
Jednak symptomy rozkładu Unii - wzrost popularności w krajach członkowskich partii nacjonalistycznych, wzywających do opuszczenia UE oraz trudności w uzgodnieniu wspólnej polityki zagranicznej - martwią amerykańskie koła rządzące i ekspertów ds. międzynarodowych. Głównie dlatego, że USA same są przytłoczone kryzysami na świecie w ostatnich latach - szczególnie na Bliskim Wschodzie, gdzie zmniejszają skalę swego militarnego zaangażowania i pragnęłyby, aby europejscy sojusznicy ponosili większy ciężar rozwiązywania tych problemów.
Perspektywa rozpadu UE jest przedmiotem ogromnej troski naszych elit polityki zagranicznej. Europa to kontynent, który podziela nasze wartości i ideały. Kiedy musimy radzić sobie z wyzwaniami w sferze bezpieczeństwa globalnego, niejako automatycznie oczekujemy pomocy i poparcia Europejczyków. Nie jest więc dobrze, gdy Europa, zaabsorbowana swoimi problemami, zwraca się do wewnątrz - powiedział PAP były ambasador USA w NATO, Kurt Volker.
Szczególny niepokój w USA budzi zapowiedziane na czerwiec referendum w Wielkiej Brytanii na temat jej ewentualnego wyjścia z Unii. W Londynie Obama wezwał Brytyjczyków, aby głosowali za pozostaniem, co było rzadkim przypadkiem tak bezpośredniej ingerencji Waszyngtonu w politykę sojuszniczego kraju.
Komentatorzy w USA podkreślają, że Wielka Brytania to kluczowy sojusznik Ameryki. Oba kraje łączą historyczne więzi wspólnego języka i podobnej kultury oraz doświadczenia przymierza w obu wojnach światowych. Jak przypomniał w "New York Times" szef Brookings Institution, Strobe Talbott, były brytyjski premier Winston Churchill mawiał, że "specjalna relacja" między obu państwami była najsilniejszym ogniwem w sojuszu transatlantyckim, którego organizacyjną formą jest NATO. Wielka Brytania dostarczyła najwięcej wojsk do koalicji międzynarodowych w wojnach prowadzonych pod wodzą USA w Afganistanie i Iraku.
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE - zwraca uwagę "Washington Post" powołując się na ostrzeżenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego - miałoby negatywny wpływ na światową gospodarkę. Waszyngton podziela też obawy Europejczyków, że Brexit może pociągnąć za sobą reakcję łańcuchową, zachęcając inne kraje do opuszczenia Unii.
Amerykańskie elity obawiają się, że rozpad UE na państwa narodowe kierujące się wyłącznie swymi partykularnymi interesami, grozi powrotem dawnych konfliktów, a więc destabilizacją kontynentu. Tymczasem Europa jest największym ekonomicznym partnerem USA i ze względu na wspólnotę wartości ich najważniejszym partnerem politycznym.
Unia Europejska była czołowym graczem w osiągnięciu porozumienia nuklearnego z Iranem i w uzgodnieniu sankcji na Rosję po inwazji Krymu - przypomina w rozmowie z PAP Jackson Diehl z „Washington Post”.
Volker z kolei zwraca uwagę, że UE, podobnie jak NATO, pełni rolę zapory, tyle że politycznej, przeciw agresywnym poczynaniom Rosji. Dla Rosji priorytetem jest podzielenie Europy, więc ważne jest, że Unia Europejska jako całość zdolna była do wprowadzenia sankcji przeciw Rosji. Bez Unii tylko niektóre kraje by to zrobiły” - mówi ambasador.
Jako inny przykład owocnej współpracy USA z UE podaje walkę z islamskim terroryzmem. Zawsze można współpracować z pojedynczymi krajami po kolei, ale jest to trudniejsze i bardziej czasochłonne niż z ponadnarodową strukturą - mówi. Zdaniem Volkera, mimo apeli Obamy do Brytyjczyków, Waszyngton nie ma jednak większego wpływu na ich decyzję w sprawie dalszego członkostwa w UE i niewiele może zrobić, by powstrzymać eurosceptyczne tendencje w innych krajach Unii.