Aneksja Krymu i agresja przeciw Ukrainie została odebrana szczególnie źle w Helsinkach, które współdzielą z Rosją granicę o długości 1,3 tys. km. W odpowiedzi fińscy politycy postanowili zacieśnić współpracę w zakresie bezpieczeństwa ze Szwecją, a także z innymi krajami Zachodu. Ale idée fixe ministra obrony Jussi Niinistö pozostaje porozumienie o takiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Polityk nie ukrywa, że bardzo zależy mu na tym, aby podpisać je jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA 8 listopada.
Niinistö chce w ten sposób uniknąć niepewności związanej z nową ekipą w Białym Domu. Każda nowa administracja potrzebuje bowiem odrobiny czasu, aby się zebrać i okrzepnąć. Może to oznaczać kilkumiesięczne opóźnienie w zawarciu porozumienia, nawet jeśli przy Pennsylvania Avenue zamieszka sprzyjająca transatlantyckiej współpracy Hillary Clinton. Porozumienie zaś może nie dojść do skutku, jeśli 45. prezydentem USA zostanie Donald Trump, w którego kampanijnych wypowiedziach nieraz pobrzmiewały izolacjonistyczne nuty. W związku z tym obecny lokator Białego Domu jest najlepszym gwarantem zawarcia fińsko-amerykańskiego porozumienia.
Obejmowałoby ono prowadzenie wspólnych ćwiczeń i manewrów wojskowych, wymianę informacji wywiadowczych, zwiększanie interoperacyjności, współpracę w ramach operacji międzynarodowych i badań w zakresie obronności. Porozumienie natomiast nie zawierałoby gwarancji udzielenia pomocy wojskowej na wypadek agresji, jak ma to miejsce w przypadku Sojuszu Północnoatlantyckiego. Podobne kierunki współpracy wyznacza podpisana 8 czerwca przez ministra obrony Szwecji Petera Hultqvista i amerykańskiego sekretarza obrony Ashtona Cartera deklaracja. Obydwa kraje już wcześniej zdążyły podpisać oświadczenia o współpracy w zakresie bezpieczeństwa z Wielką Brytanią. Program współpracy w zakresie obrony Londyn i Sztokholm podpisali w czerwcu. Na lipcowym szczycie NATO w Warszawie stosowne porozumienie ze Zjednoczonym Królestwem podpisała także Finlandia.
Szwedzcy i fińscy politycy odebrali agresywną politykę Rosji jako zanegowanie systemu, który zapewniał stabilność i bezpieczeństwo w Europie przez ostatnie ćwierć wieku. Taka diagnoza stawiana jest w oficjalnych dokumentach, np. w rządowym raporcie dotyczącym bezpieczeństwa Finlandii z czerwca tego roku. Obydwa kraje traktują to zagrożenie poważnie. Otoczenie Finlandii zmieniło się. Napięta sytuacja w Europie i regionie Morza Bałtyckiego ma bezpośredni wpływ na nasz kraj. Nie można wykluczyć zagrożenia użyciem siły przeciwko Finlandii – czytamy w opracowaniu. Podobną diagnozę stawia analiza opublikowana we wtorek przez Fiński Instytut Stosunków Międzynarodowych. Eksperci piszą w niej, że celem Rosji jest „ograniczenie przestrzeni bezpieczeństwa Finlandii”, a także zablokowanie integracji kraju z zachodnimi strukturami.
Do zacieśniania współpracy w zakresie bezpieczeństwa pcha polityków w Helsinkach także świadomość, że na wypadek rosyjskiej agresji Finlandia zostanie przez Rosję potraktowana jako sojusznik Zachodu. Są w związku z tym gotowi zaryzykować niezadowolenie Moskwy z powodu wojskowego zbliżenia z Zachodem, tak jak miało to miejsce w przypadku czerwcowych manewrów Baltops 2016, w trakcie których żołnierze państw Sojuszu po raz pierwszy wylądowali na fińskiej ziemi. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow od razu zapowiedział, że rosnąca obecność NATO na rosyjskich granicach nie pozostanie bez odpowiedzi.
To właśnie uczestnictwo we wspólnych ćwiczeniach wojskowych stało się najbardziej widocznym znakiem bardziej aktywnej polityki bezpieczeństwa ze strony Szwecji i Finlandii. W ciągu ostatnich dwóch lat żołnierze obu krajów uczestniczyli w wielu manewrach, w tym pod dowództwem USA (wspomniane już Baltops, w trakcie których ćwiczy się m.in. desant, czy Saber Strike) czy NATO (trzy ubiegłoroczne edycje ćwiczeń lotniczych Baltic Region Training Event). Dodatkowo organizowano wspólne manewry krajów nordyckich przy współudziale USA (Arctic Challenge na przełomie maja i czerwca 2015 r. oraz Cold Response w lutym i marcu 2016 r.), a także szwedzko-fińskie ćwiczenia lotnicze (Finland-Sweden Training Event).
Chociaż Szwedzi i Finowie wysyłają swoich żołnierzy na manewry pod egidą NATO, o członkostwie w Sojuszu nie ma na razie mowy. Jest to spowodowane m.in. brakiem poparcia społecznego dla takiego kroku. W sondażu przeprowadzonym w Szwecji tuż przed lipcowym szczytem Sojuszu w Warszawie 49 proc. respondentów opowiedziało się przeciwko członkostwu kraju w NATO, a za przystąpieniem było 33 proc. badanych. Akcesja cieszy się jeszcze mniejszym poparciem w Finlandii, gdzie w kwietniowym sondażu przeprowadzonym na zlecenie publicznej telewizji YLE za przystąpieniem do Sojuszu opowiedziało się 22 proc. respondentów, a 55 proc. było przeciw.
Niewielka jest także wola polityczna w obydwu krajach. Rządzący w Sztokholmie socjaldemokraci i zieloni mają zapisane w umowie koalicyjnej, że nie będą się w tej kadencji starać o przystąpienie do NATO. To oczywiście nie wyklucza działań w tym kierunku po 2018 r. Taka geopolityczna zmiana byłaby zbyt duża, by Moskwa ją zignorowała. Fińsko-rosyjskie relacje osiągnęłyby dno, a reakcja polityczna Moskwy byłaby niezwykle krytyczna, a prawdopodobnie także osobista, jak w przypadku zestrzelenia rosyjskiego myśliwca przez Turcję nad Syrią – czytamy w specjalnym raporcie o konsekwencjach członkostwa Finlandii w NATO, przygotowanym na zlecenie MSZ.
Nie zmienia to jednak faktu, że z obawy o własne bezpieczeństwo obydwa kraje ciążą coraz bardziej ku NATO. Ich przedstawiciele zapraszani są na szczyty Sojuszu. Po raz pierwszy Rada Północnoatlantycka zaprosiła Szwecję i Finlandię na spotkanie 22 kwietnia 2015 r., kiedy omawiano sprawy bezpieczeństwa regionu Morza Bałtyckiego. Mając jednak świadomość konsekwencji zbyt daleko idącego zbliżenia z Sojuszem, raczej stawiają na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Zresztą i USA zależy na bliższej kooperacji. Z punktu widzenia Waszyngtonu kraje te już w tej chwili stanowią północno-wschodnie zaplecze strategiczne Sojuszu. Jest ono ważne nie tylko ze względu na region Morza Bałtyckiego, ale też z uwagi na dostęp do Morza Arktycznego, na którym Rosja od kilku lat jest coraz bardziej aktywna. To dlatego Barack Obama postanowił w szczególny sposób podkreślić wagę amerykańsko-nordyckich relacji, organizując w połowie maja szczyt Ameryka – państwa nordyckie.
Z pewnością Moskwa nie przyjęłaby spokojnie informacji o kolejnym rozszerzeniu Sojuszu. Co więcej, zostałoby to uznane za porażkę zgodnie z zapisami Strategii Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej z grudnia 2015 r. Nie znaczy to jednak, że i obecne aspiracje Finlandii i Szwecji nie wywołują niezadowolenia Moskwy. We wspomnianym już raporcie MSZ w Helsinkach czytamy, że na wszystkie porozumienia z „szarej strefy” – czyli sytuacji, w której kraj nie jest formalnie członkiem NATO, ale uczestniczy w spotkaniach i manewrach Sojuszu – odbierane są niezwykle podejrzliwie. Niewykluczone, że te podejrzenia sprowokują Moskwę do działania także wzdłuż granicy z Finlandią.