Do Finlandii przyjeżdża Władimir Putin. Wizyta rosyjskiego prezydenta jest związana z przypadającą w tym roku setną rocznicą uzyskania niepodległości przez Finlandię, czyli wyjścia spod panowania Rosji. Ale Finowie są coraz bardziej zaniepokojeni działaniami wschodniego sąsiada i zaczynają się obawiać, że i oni mogą paść ofiarą rosyjskiego neoimperializmu.
Choć wskutek anektowania przez Rosję Krymu i podsycania konfliktu na Ukrainie relacje Unii Europejskiej z Moskwą uległy ochłodzeniu, prezydent Finlandii Sauli Niinistö widuje się z rosyjskim przywódcą przy różnych okazjach dość często – ostatnio w marcu podczas konferencji na temat Arktyki w Archangielsku.
Spotkanie na zamku w Savonlinnie, niedaleko rosyjskiej granicy, będzie miało na celu przede wszystkim podkreślenie wspólnej historii obu krajów.
Ale nie da się uniknąć trudnych tematów, a tych jest ostatnio sporo. Finlandia z uwagą obserwuje odbywające się w tym tygodniu na Bałtyku rosyjsko-chińskie manewry morskie. Z jeszcze większą uwagą myśli o wrześniowych manewrach "Zapad-17" na Białorusi. Choć bardziej zaniepokojone są nimi państwa bałtyckie, a żadne realistyczne scenariusze nie zakładają, że Finlandia mogłaby w najbliższej przyszłości paść ofiarą bezpośredniej agresji wojskowej, to władze w Helsinkach postanowiły dmuchać na zimne.
Reklama
W zeszłym tygodniu ministerstwo spraw wewnętrznych przedstawiło projekt zwiększenia kompetencji straży granicznej. Będzie ona miała m.in. prawo do użycia siły przy incydentach związanych z naruszeniem granicy, a także wyłączania sieci telekomunikacyjnej. Zyska też uprawnienia do unieszkodliwiania dronów i innych bezzałogowych maszyn latających w pobliżu granicy. Zwiększona ma być również liczebność tej formacji na granicy z Rosją.
O ile otwarta inwazja wydaje się nieprawdopodobna, o tyle penetrowanie fińskiego terytorium przez niemające oznaczeń oddziały wojskowe – takie jak panoszące się na Krymie "zielone ludziki" - jest scenariuszem poważnie branym pod uwagę. Innym rozpatrywanym zagrożeniem jest to, że Rosja może chcieć ingerować w przyszłoroczne wybory prezydenckie (tak jak zapewne robiła to w przypadku Stanów Zjednoczonych czy Francji) czy szerzej, w fińską politykę, dyskredytując tych, którzy postulują zacieśnianie współpracy wojskowej z państwami NATO.
Jednak na mniej prawdopodobne zagrożenia Finlandia też się przygotowuje. Niedawno pojawiła się informacja o przeprowadzonych przez fińską armię w marcu tego roku wielkich ćwiczeniach w tunelach pod Helsinkami. Pod fińską stolicą znajduje się zbudowana głównie w latach 60. XX w. sieć korytarzy, która liczy prawie 200 km. Wykopana została z myślą o obronie na wypadek agresji (Finowie mieli wówczas w pamięci wojnę zimową ze Związkiem Sowieckim w latach 1939–1940), by w razie czego można było tam ewakuować całe miasto – w tunelach może się zmieścić ponad 600 tys. osób, czyli cała populacja Helsinek. Z biegiem czasu jednak w coraz większym stopniu zaczęto ich używać do celów cywilnych – znajdują się tam parkingi, sklepy, baseny czy lodowiska do hokeja. Podczas marcowych manewrów ćwiczono hipotetyczny scenariusz, w którym Finlandia padła ofiarą inwazji zbrojnej, wobec czego władze schroniły się do podziemi.
W czerwcu rząd Finlandii zawarł porozumienie z NATO, na mocy którego w razie inwazji będzie się mógł zwrócić o pomoc do Sojuszu. Nie są to takie gwarancje bezpieczeństwa, jakie mają jego członkowie, i nie ma pewności, że ktokolwiek będzie chciał umierać za Helsinki. Może to być jednak czynnikiem odstraszającym potencjalnego agresora.
Temat fińskiego członkostwa w Sojuszu co jakiś czas jest podejmowany przez polityków. Wiążą się z tym jednak dwa problemy. Pierwszy: choć liczba zwolenników członkostwa rośnie, to nadal zdecydowana większość Finów jest temu przeciwna. Jest tak po części z powodu drugiego problemu - Putin jasno zadeklarował, że wejście do Sojuszu Finlandii lub Szwecji będzie oznaczało dla Rosji bezpośrednie zagrożenie i Moskwa będzie musiała je wyeliminować.