Jesteśmy świadkami renesansu partii prawicowo-populistycznych w całej Europie. Niemcy przez długi czas stanowiły wyjątek - powiedział de Maiziere w wywiadzie dla "Welt am Sonntag".

Reklama

Kryzys uchodźczy nie był przyczyną tego, że i tutaj (w Niemczech) prawicowi populiści dostali wiatr w żagle. Przyczyną są nie tyle pojedyncze polityczne decyzje, co raczej lęk części społeczeństwa przed globalizacją i nowoczesnością - wyjaśnił szef resortu spraw wewnętrznych.

W sondażach dotyczących całego kraju poparcie dla AfD sięga obecnie 12-14 proc., co plasuje tę partię na trzecim miejscu po CDU i SPD. W odbywających się w niedzielę wyborach do parlamentu regionalnego Meklemburgii-Pomorza Przedniego poparcie dla tego ugrupowania wyraźnie przekracza 20 proc.

Polityk CDU uznał za "złudzenie" pogląd, że zamknięcie granic może uchronić jakiś kraj bądź kontynent przed imigracją. Zastrzegł, że taka sytuacja jak w ubiegłym roku, gdy do Niemiec przyjechało ponad milion imigrantów, nie może się powtórzyć.

Strumień uchodźców musi być ograniczony, uporządkowany i sterowany - podkreślił de Maiziere.

Szef MSZ powiedział, że podjęta 4 września 2015 roku decyzja rządu w Berlinie o przyjęciu imigrantów z Węgier była "wyjątkiem". Jego zdaniem fala uchodźców spowodowana była nie tyle otwarciem granicy przez Niemcy, co zapowiedzianą przez Węgry budową muru na granicy.

Ludzie, którzy przed lub po 4 września dotarli (do Niemiec), byli w drodze od dawna - zaznaczył minister. - Sformułowanie "kanclerz otworzyła granice" jest nieprawdziwe. Granice były i są otwarte, tak jak przewidują przepisy - dodał de Maiziere.