Niemcy są jedynym - oprócz Francji - krajem, w którym wydawane jest kontrowersyjne pismo.
Na okładce tygodnika Merkel przedstawiona została podczas wizyty w warsztacie Volkswagena. Kanclerz leży na brzuchu na podnośniku, a pracownik stacji mówi do niej: "Zmienimy rurę wydechową i jeszcze cztery lata pani pociągnie", nawiązując w ten sposób do decyzji szefowej rządu o ubieganie się o kolejną czteroletnią kadencję.
Wewnątrz pierwszego numeru niemieckiej wersji tygodnika aż roi się od karykatur Merkel, porównywanej ze względu na uporczywe trwanie w fotelu kanclerza do Helmuta Kohla, a nawet do zmarłego niedawno przywódcy kubańskiego Fidela Castro.
"Wybraliśmy Niemcy, ponieważ byliśmy tutaj bardzo ciepło przyjmowani" - tłumaczy redakcja "Charlie Hebdo" decyzję o wydawaniu niemieckiej wersji.
Wydanie "Charlie Hebdo", które ukazało się tydzień po zamachu, rozeszło się w Niemczech w nakładzie 70 tys. egzemplarzy pomimo tego, że dostępne było tylko w języku francuskim.
Niemieckie wydanie ukazało się w nakładzie 200 tys. egzemplarzy i ma 16 stron. Większość tekstów stanowią tłumaczenia z wydania oryginalnego, jednak redakcja deklaruje, że będzie publikowała też teksty napisane specjalnie dla czytelnika niemieckiego.
Redaktor naczelna niemieckiego wydania pracuje pod pseudonimem Minka Schneider - od czasu zamachów adres redakcji nie jest znany opinii publicznej, a dziennikarze pracują pod ochroną policji.
W wywiadzie dla agencji dpa Schneider zwraca uwagę na różnice między francuskimi a niemieckimi satyrykami. Jej zdaniem niemieccy koledzy mają "nożyce w głowie" - ulegają autocenzurze ze względu na polityczną poprawność, argumentując: "Tego nie można (narysować)". Natomiast "Charlie Hebdo" nie stroni od obraźliwych karykatur i tekstów.