Według niezależnego ośrodka The Cook Political Report, podającego najnowsze dostępne dane, na Clinton głosowało ponad 65,7 mln Amerykanów, a na Trumpa ponad 62,9 mln. To oznacza, że kandydatka Demokratów ma ponad 2,8 mln głosów przewagi nad rywalem. W ujęciu procentowym dostali oni odpowiednio 48,2 proc. oraz 46,2 proc.
Tym samym Hillary Clinton zajmuje drugie w historii miejsce pod względem liczby głosów uzyskanych w wyborach prezydenckich w USA. Więcej dostał tylko Barack Obama w 2008 roku, gdy ubiegał się o swoją pierwszą kadencję - 69,3 mln głosów. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że liczba wyborców w USA również rośnie - w 2016 roku w wyborach po raz pierwszy zarejestrowana była rekordowa liczba 200 mln osób uprawnionych do głosowania.
W sumie dotąd podliczono blisko 136,3 mln głosów, z czego ponad 7,6 mln (5,6 proc.) zostało oddanych na innych kandydatów niż Trump i Clinton. Wciąż napływają głosy oddane drogą pocztową.
O zwycięstwie kandydata Republikanów zadecydowało to, że zdobył on 290, czyli większość głosów elektorskich, na które na poziomie stanów przelicza się głosy oddane w głosowaniu powszechnym przez obywateli. Clinton dostała ich 232. Wymagana większość, by dostać się do Białego Domu, wynosi 270 z 538 głosów elektorskich. Kolegium Elektorskie zbierze się 15 grudnia.
Ostatni raz sytuacja, gdy kandydat Demokratów dostaje więcej głosów, ale nie zostaje prezydentem USA, zdarzyła się w 2000 roku. Wiceprezydent Al Gore przegrał wtedy z George'em W. Bushem, który dostał o prawie 544 tys. głosów mniej.
Trump zdobył głosy elektorskie w wielu tzw. stanach wahających się, tj. takich, gdzie do ostatniej chwili wynik wyborów był niepewny. Zgodnie z zasadami wyborów mimo względnie niewielkiej przewagi liczby głosów wyborców dostał wszystkie głosy elektorskie w takich dużych stanach, jak Floryda, Michgan czy Pensylwania.