Podczas spotkania "28" przy sprzeciwie Polski odnowiono mandat przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Premier Beata Szydło jeszcze przed zakończeniem szczytu mówiła dziennikarzom, że według niej nieprzyjęcie wniosków przez wszystkie państwa UE będzie oznaczać, że szczyt UE będzie nieważny.

Reklama

Z relacji dyplomatów wynika, że na koniec czwartkowych Donald Tusk spytał o sytuację z wnioskami. Szydło miała powiedzieć, że ich nie poprze. Podkreślała, że odwołuje się do podstawowych zasad, które powinny obwiązywać w UE. W dyskusji odpowiedział jej prezydent Francji Francois Hollande, który - według relacji dyplomatów - miał powiedzieć: "wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne".

Czarnecki pytany w Polsat News o wypowiedź prezydenta Francji powiedział, że jego słowa "to chamstwo". Zaznaczył, że pomimo wypowiedzi Hollande'a "Polska nie będzie się przejmować takim szantażem". - Bo jeżeli Unia Europejska została powołana do życia jako pewna solidarna wspólnota, to wtedy tam nie było instrumentów szantażu, także finansowego - zaznaczył europoseł. Podkreślił, że gdyby tego rodzaju szantaże były, Europejska Wspólnota Węgla i Stali by nie powstała.

- Tego typu "kije finansowe", tego typu "używanie bejsbola" przez prezydenta Francji jest rzeczą niedopuszczalną. To też pokazuje, na jakim etapie jest Unia - że ci bogaci, silniejsi "kolanem", na siłę wymuszają swoje interesy - ocenił Czarnecki.

Jego zdaniem to dobrze, że polski rząd zgłosił swojego kandydata na szefa Rady Europejskiej. - W ten sposób pokazaliśmy raz na zawsze, że nie można nas pomijać, nie można nas szantażować, wpychać na siłę kandydata, który był twarzą polityki migracyjnej Unii Europejskiej - powiedział europoseł.

Reklama

Pytany o komentarze prasy niemieckiej dotyczące decyzji szczytu Czarnecki zaznaczył, że dla niego jako polskiego polityka to, co pisze prasa niemiecka nie jest żadnym punktem odniesienia.

- Niemiecka prasa promuje interesy niemieckie. Ja jako polski polityk muszę bronić polskich interesów. To co się stało wczoraj w Brukseli jest przykładem na to, że Unia wyrzuca do kosza własne ustalenia. Przed trzema laty, gdy wybrano szefem Komisji Europejskiej Jean- Claude Junckera przy wecie Wielkiej Brytanii, Węgier, solennie sobie przyrzeczono, że od tej pory już nigdy nie będzie głosowania personalnego na zasadzie braku konsensusu. Wczoraj to wyrzucono do kosza - podkreślił europoseł. Według niego Unia, która nie szanuje własnych ustaleń będzie "Unią na równi pochyłej".

Niemieccy komentatorzy uznali reelekcję Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej za porażkę polskiego rządu, zaznaczając, że Polska próbowała szantażować pozostałe kraje Unii. Wyrażają obawy, że obecny konflikt pogłębi podziały w UE.

Na pytanie co to znaczy, że Polska nie uznaje konkluzji szczytu, czy oznacza to, że premier Szydło nie będzie podawać ręki na szczytach Tuskowi, Czarnecki odparł: - Pani premier Szydło jest osobą bardzo dobrze wychowaną i oczywiście każdemu rękę poda.

- Herman Van Rompuy pięć lat temu a Donald Tusk dwa i pół roku temu zostali wybrani poprzez zapisanie w konkluzjach szczytu Rady Europejskiej, że ten wybór się dokonał. Teraz Polska nie podpisała tego i jest to duży ból głowy dla Unii Europejskiej. My oczywiście nadal będziemy brać udział w szczytach Rady Unii Europejskiej. Natomiast tego nie podpisaliśmy. I teraz Unii prawą ręką do lewego ucha będzie się zastanawiała jak to formalno-prawnie rozwiązać - powiedział europoseł.

Czarnecki był pytany o czwartkową wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że Donald Tusk nie będzie już mógł "funkcjonować z biało-czerwoną flagą".

Według niego słowa te oznaczały, że Tusk nie był kandydatem polskiego rządu. Zaznaczył, że 2,5 roku temu, a także teraz, rząd niemiecki i rządy innych krajów były zainteresowane tym, by Tusk dalej prowadził politykę proimigracyjną, by pomógł w "relokacji uchodźców" m.in. do Polski. - Na taką politykę migracyjną, na imigrantów spoza Europy, muzułmańskich w Polsce zgody nie będzie - dodał Czarnecki.