Ani Emmanuel Macron, ani Marine Le Pen. Nie mieliśmy i nie mamy żadnego wyboru i przeciw temu protestujemy. Dlaczego mamy tolerować nacjonalizm Le Pen lub ultraliberalizm byłego bankiera, członka elity, Macrona - mówi mi Paul.

Ten dwudziestokilkulatek z Paryża, wraz z innymi niezadowolonymi z wyników wyborów prezydenckich, wykrzykiwał swój sprzeciw na ulicach stolicy już dzień po głosowaniu. Według Paula, przedstawiciela pokolenia Ni Ni (Ani Ani), Francja nie zmierza w dobrym kierunku. Bo pracownicy mają coraz mniej praw, a dla młodych nie ma pracy.

Reklama

Pokolenie Ni Ni

Ni Ni to młodzi kontestujący kapitalizm, wolny rynek, globalną konkurencję, banki i finansistów oraz autorytety. Są następcami Generacji 21, dzisiejszych trzydziestokilkulatków, którzy w 2002 r. także manifestowali podczas wyborów prezydenckich. Wtedy do II tury wszedł Jean-Marie Le Pen, ojciec Marine. Ponad 1,2 mln młodych Francuzów protestowało wówczas przeciwko nacjonalizmowi i ksenofobii Frontu Narodowego. Le Pen senior, dziś honorowy przewodniczący FN, mimo radykalnej zmiany wizerunku tej partii, nadal zaprzecza istnieniu niemieckich obozów koncentracyjnych.

Protestowałem w 2002 r., niosąc transparent z napisem „FN: F jak faszysta i N jak nazista” - opowiada Geoffroy, brat Paula. Ich rodzina od trzech pokoleń pozostaje wierna idei komunistycznej. Wychowywałem się w przekonaniu, że w każdej chwili mogą wrócić naziści. W młodości zaczytywałem się Jeanem-Paulem Sartre’em i Simone de Beauvoir - opowiada. Polski czytelnik, nie umniejszając dokonań Sartre’a jako pisarza i filozofa w zakresie egzystencjalizmu, widzi jednak u niego coś więcej. Dla nas był jednym z najdłużej wspierających ZSRR francuskich intelektualistów, pomniejszających znaczenie gułagów i usprawiedliwiających terror.

Bracia, podobnie jak milion innych paryżan, uczestniczyli w Nuit debout, czteromiesięcznym proteście studentów oraz licealistów o lewicowych poglądach przeciwko zmianom w kodeksie pracy, które wychodziły naprzeciw żądaniom biznesu. Policja wielokrotnie wkraczała do ich miasteczka zbudowanego spontanicznie na Placu Republiki. Dochodziło wówczas do walk ze służbami porządkowymi, a nawet do scysji z osobami będącymi symbolami protestów z 1968 r. Znany lewicowy filozof o polskich korzeniach Alain Finkielkraut, mimo wyrażanego poparcia dla protestującej młodzieży, został przez nią wypędzony z miasteczka, głównie przez aktywistów Ruchu Młodych Komunistów Francji. Zarzucono mu zdradę lewicowych ideałów oraz oskarżono o konserwatyzm. Finkielkraut opowiedział się m.in. przeciwko noszeniu burek w miejscach publicznych przez muzułmanki.

Nuit debout z założenia miał nie mieć lidera ani rzecznika, ale ojcostwo ruchu przypisuje się redaktorowi naczelnemu dziennika "Fakir" François Ruffinowi, także autorowi filmu "Merci Patron!" (Dziękuję, szefie), krytykującego współczesną wersję oligarchii i wyzysku społecznego.

Reklama

Niepokorni

Francja się buntuje. Co kilka tygodni we francuskich miastach dochodzi do demonstracji młodzieży, studentów, licealistów. Powody są różne. Wybory, rosnąca w siłę Marine Le Pen lub nowy, bardziej liberalny kodeks pracy, reforma edukacji lub brak reform, kapitalizm, bieda, niekontrolowany napływ imigrantów, rasizm i ksenofobia. Motywem protestów bywają brutalne akcje policji czy akcje skierowane przeciwko imigrantom, jak np. podczas zamykania obozu dla uchodźców - tzw. dżungli w Calais.

Oprócz młodzieży często demonstrują i strajkują związkowcy, pracownicy transportu, notariusze, lekarze, feministki, antyglobaliści, ruchy ekologiczne, ruch pro-life przeciwny legalizacji małżeństw homoseksualnych, jak katolicka La Manif pour tous (Manifa dla wszystkich) oraz Sens commun (Zdrowy rozsądek) czy też przeciwnie - protestują ci, którzy chcą więcej laickości w laickiej Francji. Manifestuje się też przeciwko atakom terrorystycznym i przemocy. Demonstracje odbywają się tak często, że powstała nawet strona internetowa informująca na bieżąco o organizowanych akcjach, aby ułatwić mieszkańcom miast unikanie zablokowanych ulic czy dzielnic.

Jednak zwykle to wybory są katalizatorem aktywności wszystkich ruchów społecznych. Przed niedawnym głosowaniem La Manif pour tous bardzo się uaktywniła, można ją nazwać już ruchem społecznym z poważnymi aspiracjami politycznymi, z którym liczą się francuscy politycy przyjmujący zaproszenia na debaty organizowane przez tę organizację. Ruch kontestujący od 2013 r. loi Taubira, prawo stworzone przez francuską minister sprawiedliwości Christiane Taubirę legalizujące związki homoseksualne, wciąż budzi wiele kontrowersji. Na ulicach dochodzi do ostrych starć zwolenników i przeciwników tego prawa. Co ciekawe, wśród katolickich konserwatystów z La Manif pour tous nie brakuje bardzo młodych ludzi oraz rodzin z małymi dziećmi.

Główne stacje telewizyjne i dzienniki nie relacjonują już pojedynczych utarczek z policją. Gaz łzawiący, powybijane szyby w sklepach, palone samochody nie robią już na nikim wrażenia. Tutaj tak już po prostu jest, a manifestacje są przejawem francuskiego umiłowania demokracji oraz trzech zasad, na których zbudowano republikę: liberté, égalité, fraternité.