Agencja Mienia Wojskowego zamierzała wyremontować ok. 60 czołgów T-72 w Polsce, by później sprzedać je do Jordanii. Te maszyny są znacznie mniej nowoczesne niż stanowiące naszą główną siłę leopardy czy PT-91 Twardy. Jednak siły pancerne wciąż ich używają. Potencjalny kontrakt jordański wyceniany był na ponad 100 mln zł.
Odpowiedzialny za nadzór nad Polską Grupą Zbrojeniową wiceminister obrony Bartosz Kownacki rok temu przekonywał na łamach portalu Defence24.pl: – Do tej pory było tak, że np. Czesi czy Słowacy kupowali stare polskie czołgi z Agencji Mienia Wojskowego, remontowali je i sprzedawali. Ten schemat miał się zmienić za sprawą kontraktu bliskowschodniego.
Między innymi z myślą o tym we wrześniu ubiegłego roku znowelizowano przepisy o AMW. – Na podstawie decyzji ministra obrony lub ministra spraw wewnętrznych agencja będzie mogła nieodpłatnie przekazać lub zbyć sprzęt wojskowy albo produkty podwójnego zastosowania. Podobne rozwiązania prawno-organizacyjne wprowadzono w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, we Francji i Włoszech, co zapewnia aktywne uczestnictwo administracji rządowej tych państw we wspieraniu eksportu sprzętu wojskowego – informowano na stronie Premier.gov.pl.
Problem w tym, że choć od deklaracji minął ponad rok, to temat zupełnie ucichł. – Nie komentujemy sprawy, ponieważ negocjacje prowadzą Ministerstwo Obrony Narodowej i Polska Grupa Zbrojeniowa – wyjaśnia Piotr Wypych, dyrektor wykonawczy Bumaru-Łabędy, który miał pracować na zlecenie AMW.
Jak można nieoficjalnie usłyszeć w resorcie obrony, powodem niedomknięcia kontraktu jest geopolityka. Jordania nie jest zamożnym państwem. Istniały poważne obawy, że czołgi wcale nie trafią do wojsk jordańskich, a zostaną sprzedane gdzieś dalej. Na Bliskim Wschodzie znaleźliby się chętni. A Polska zyskałaby opinię państwa, które sprzedaje broń w niepewne miejsca.
Dodatkowo negocjatorzy kontraktu zarówno po stronie polskiej, jak i jordańskiej się zmienili. Rozmowy były prowadzone z konkretnymi ludźmi w wojsku jordańskim. Dziś ci oficerowie już się tym nie zajmują. Przy takich kontraktach decyzje i opinie mundurowych są zazwyczaj przesądzające. Najwyraźniej ich następcy nie są aż tak przekonani do robienia zakupów w Polsce. – Ta transakcja od początku była obarczona pewnym ryzykiem – komentuje Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika "Wojsko i Technika".
W latach 80. Polska była poważnym graczem na Bliskim Wschodzie, jeśli chodzi o handel bronią. Głównym odbiorcą był Irak. Jednak ostatnie kilka lat to czas niebywałej posuchy eksportowej państwowej zbrojeniówki. Sektor prywatny radzi sobie znacznie lepiej. Dlaczego nie możemy zaistnieć na rynkach zagranicznych? – Podstawowym problemem jest to, że nie ma dobrych produktów, które mogłyby znaleźć nabywców – wyjaśnia DGP osoba blisko związana z branżą. Pewną rolę odgrywają także brak sprawnych struktur sprzedażowych i często zmieniający się skład zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
W Polsce głównym beneficjentem jordańskiego kontraktu miały być Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy. Wiadomo, że przychody z tej umowy są uwzględnione w planie rzeczowo-finansowym przedsiębiorstwa na 2017 r. Pierwotnie zakładano, że kontrakt zostanie zrealizowany w latach 2017–2018. Firma, która ubiegły rok zakończyła ze stratą finansową, ma problemy z płynnością. Choć na razie wypłaty dla pracowników nie są zagrożone, nastrojów nie poprawia podpisany półtora roku temu kontrakt na modernizację 128 czołgów Leopard 2 A4 do standardu Leopard 2PL. Partnerem w tym przypadku jest niemiecki koncern Rheinmetall. Na razie trwa opracowywanie prototypu, który ma być zaprezentowany w przyszłym roku. Dopiero wtedy w Łabędach można się spodziewać większego ruchu. Obecnie zakład kończy produkcję rosomaków dla wojska. Kontrakt jordański miał dać czas, aby ruszyć pełną parą przy modernizacji leopardów.
Pewnym światełkiem w tunelu dla śląskiej fabryki jest to, że w Strategicznym Przeglądzie Obronnym wskazano, że Polska powinna mieć większą liczbę czołgów. – Być może skończy się więc tak, że Bumar te czołgi będzie modernizował dla polskiego wojska, a nie dla Jordanii – mówi nasz rozmówca z resortu obrony. Jednak taki scenariusz na dziś wydaje się być czysto teoretyczny.
Ostatnim dużym kontraktem eksportowym polskiej zbrojeniówki była sprzedaż zestawów przeciwlotniczych Poprad do Indonezji. Transakcja miała wartość ponad 100 mln zł i zrealizowano ją w 2009 r. Wcześniej, w 2006 r., udało nam się sprzedać do Iraku ponad 5 tys. karabinków automatycznych AK/AKM 7,62 mm. Ale prawdziwe żniwa były w latach 80., gdy za pośrednictwem spółek związanych z wywiadem wojskowym sprzedawaliśmy właśnie czołgi T-72 m.in. dla Saddama Husajna. Znaczącym importerem polskiej broni była też Syria.