"Dziesiątki tysięcy katolików odmawiały różaniec przy granicach Polski. Krytycy obawiają się, że w ten sposób rozbudzane są nastroje antyrosyjskie i antymuzułmańskie. Jednak rzeczywistość jest inna" - pisze w poniedziałek warszawski korespondent "Die Welt" Gerhard Gnauck.
Autor przypomina, że akcja "Różaniec do granic" powstała z inicjatywy świeckich katolików z okazji zakończenia obchodów 100. rocznicy objawień fatimskich. Jego zdaniem organizatorzy nawiązali jednak też do rocznicy bitwy pod Lepanto, gdzie w 1571 roku kraje chrześcijańskie pokonały Turcję i "uratowały Europę przed islamizacją".
"Czy więc była to jednak akcja przeciwko przyjmowaniu muzułmanów?" - pyta Gnauck. I zaznacza, że Kościół dał akcji różańcowej swoje błogosławieństwo, a przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Stanisław Gądecki nazwał ją "modlitwą o pokój".
"Polski Kościół znajduje się od dawna w konflikcie z rządem, który, wykazując lodowate podejście, odrzucił propozycję sprowadzenia do Polski syryjskich sierot i osób rannych" - pisze Gnauck.
Komentator przytacza stanowisko organizatorów, że akcja "nie jest wymierzona w Rosję, ani w islam". Modlitwa "przeciwko czemuś" nie funkcjonuje, modlimy się "o coś" - powiedzieli organizatorzy. "Akcję różańcową można mimo wszystko uznać za akcję polityczną: jest ona reakcją na fundamentalny niepokój, jaki ogarnął wiele społeczeństw" - zauważa Gnauck.
"W Niemczech dyskutuje się zaciekle o stronach ojczystych i wykluczeniu, o kulturze wiodącej i wielokulturowości, a w Polsce modli się. W dawnych Prusach mówiło się: każdemu to, co się mu należy. Przy czym modlitwa i dyskusja wcale się nie wykluczają" - konkluduje korespondent "Die Welt".