Według policji 53-letnia dziennikarka zginęła w miejscowości Bidnija w północnej części Malty, gdy eksplodował samochód, którym jechała. Premier Malty Joseph Muscat, wielokrotnie oskarżany przez nią, potępił zabójstwo, nazywając je barbarzyńskim atakiem na wolność prasy. Nie spocznę, dopóki nie zatriumfuje sprawiedliwość. Nasz kraj na nią zasługuje - powiedział w wystąpieniu telewizyjnym, apelując o jedność narodową. Wszyscy wiedzą, że Caruana Galizia była ostrym krytykiem mojej osoby, zarówno jako polityka, jak i człowieka, jednak nic nie może usprawiedliwić takiego barbarzyństwa - oznajmił.
Muskat, premier Malty, najmniejszego, 400-tysięcznego państwa w Unii Europejskiej, w czerwcu został po raz drugi szefem rządu z ramienia socjaldemokratycznej Partii Pracy, która wygrała wybory parlamentarne.
Wcześniej opozycja wezwała go do ustąpienia w związku z zarzutami korupcyjnymi Galizii, dotyczącymi jego żony i bliskich współpracowników. Oskarżając premiera, dziennikarka powoływała się na dokumenty małego maltańskiego banku, które miały być dowodem, że jego żona była właścicielką firmy w Panamie. Pomiędzy firmą a rachunkami banku w Azerbejdżanie miały krążyć wielkie sumy pieniędzy.
Muscat i jego żona odrzucili oskarżenia, a także oskarżyli Galizię o zniesławienie. Wkrótce po tym partia Muscata z łatwością wygrała w czerwcu przedterminowe wybory parlamentarne.
"Gdziekolwiek spojrzysz, sami oszuści. Sytuacja jest beznadziejna" - napisała w ostatnim poście, opublikowanym w swoim blogu w poniedziałek rano. W jednym z wcześniejszych wpisów - w zeszłym roku - zauważyła: "Życie publiczne na Malcie jest wypełnione niebezpiecznymi, chwiejnymi ludźmi, którzy nie mają ani zasad, ani skrupułów".
Telewizja maltańska podała, że Galizia przed dwoma tygodniami złożyła na policji skargę, że otrzymuje pogróżki. Stacja nie podała żadnych szczegółów.