Sąd Okręgowy dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku jest jednym z najważniejszych w USA. Ten fakt ma spore znaczenie dla Niemiec, od kiedy rok temu sędzia Laura Taylor Swain zgodziła się przyjąć do rozpatrzenia pozew dwóch namibijskich plemion.
Kancelaria reprezentująca ludy Herero i Nama powołała się na Alien Tort Claims Act z 1789 r. Uchwalona na początku prezydentury George’a Washingtona ustawa miała chronić ochotników z Europy, którzy walczyli w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Dano w niej cudzoziemcom przywilej wnoszenia do amerykańskich sądów pozwów przeciwko obcym rządom, jeśli te naruszyły międzynarodowe prawa lub traktaty zawarte z USA. Zapomniany akt „odkryto” w 1980 r., gdy organizacje broniące praw człowieka oskarżyły rząd Paragwaju o stosowanie tortur. Wkrótce procesy z powołaniem się na ATCA zaczęły się mnożyć, aż Sąd Najwyższy wskazał, iż stosowanie tej ustawy należy ograniczyć do przypadków „wystarczająco powiązanych z USA”.
Ludobójstwo popełnione przez wojska kolonialne ponad 100 lat temu w Afryce nie wydaje się zdarzeniem mającym cokolwiek wspólnego z Ameryką. Powołując się na to, rząd Angeli Merkel odmówił przyjęcia pozwu. Jednak sędzia Swain pozostała nieugięta, choć nie udało się jeszcze doprowadzić do pierwszej rozprawy. Za to cicha dyplomacja Niemiec zaczęła przynosić efekty. Pod koniec stycznia sędzia Swain nakazała, by do 14 lutego ludy Herero i Nama uzupełniły pozew, ponieważ ma wątpliwości, czy wnoszona sprawa podlega jurysdykcji nowojorskiego sądu.
Reklama
Ale choć na niwie prawnej ludy Herero i Nama może czekać bolesna prawna porażka, to już mogą mówić o ogromnym sukcesie. Informacje o sensacyjnych roszczeniach obiegły świat (domagają się 50 mld euro), co przy okazji nagłośniło historię ludobójstwa, o którym przez 100 lat nikt nie chciał pamiętać.
Reklama

Urok kolonializmu

Dopóki II Rzeszą twardą ręką rządził Otto von Bismarck, dopóty wyścig innych mocarstw po zamorskie terytoria traktowano w Berlinie z dużym dystansem. Wprawdzie w 1879 r. wybuchła ożywiona dyskusja po tym, jak Friedrich Fabri wydał książkę „Czy Niemcom są potrzebne kolonie?”, ale kanclerz pozostawał nieugięty. Kiedy 10 lat później odwiedził go podróżnik Eugen Wolf, by namówić go do włączenia się w rywalizację o zamorskie posiadłości, Bismarck odpowiedział: „Pańska mapa Afryki jest bardzo ładna. Ale moja mapa Afryki leży w Europie. Tu jest Rosja, a tu jest Francja, a my jesteśmy pośrodku – oto moja mapa Afryki”. Dla kanclerza było jasne, że II Rzesza zawsze będzie narażona na próbę okrążenia przez sąsiadów. Ten plan mógłby się powieść, gdyby do Francji i Rosji dołączyła Wielka Brytania. Dlatego Bismarck dokładał wszelkich starań, by niemiecka polityka zagraniczna nie budziła w Londynie nadmiernych obaw. Te zaś podsycały kolonialne aspiracje innych.
Jednak opór kanclerza słabł, bo jego rodacy chcieli kolonii. Na dodatek geograf Friedrich Ratzel rozpropagował ideę, że każdy wielki naród musi rozszerzać swą przestrzeń życiową (Lebensraum), ponieważ – podobnie jak żywe organizmy – jeśli przestaje rosnąć, wówczas zaczyna obumierać. Rodacy zawdzięczali mu też ukucie pojęcia „narodu panów” (Herrenvolk), za jakich uważał Niemców. Tezy te współgrały z przekonaniem o poczuciu własnej siły. Nie tak dawno II Rzesza pokonała Austrię i Francję, zaś pod względem tempa rozwoju gospodarczego ustępowała tylko USA.
Ulegając presji, Bismarck w 1883 r. rozpoczął dyplomatyczną grę, która miała zaspokoić ambicje narodu, a jednocześnie nie uczynić z Wielkiej Brytanii wroga Niemiec. Ku zaskoczeniu europejskich dyplomatów Berlin ogłosił, iż obejmuje protektorat nad czterema odległymi od siebie częściami Afryki: Kamerunem, Togo, Afryką Wschodnią i Afryką Południowo-Zachodnią (dzisiejszą Namibią). Następnie kanclerz zorganizował w Berlinie konferencję, by wspólnie z innymi mocarstwami wypracować kompromisowy plan dalszej kolonizacji tego regionu świata. Jak na mistrza politycznych szachów przystało, starał się wspierać francuskie aspiracje, aby tym sposobem mocniej skonfliktować Paryż z Londynem. Nie przewidział tylko tego, że nowy cesarz Wilhelm II w 1890 r. wręczy mu dymisję.