W niedzielę Komitet Centralny Komunistycznej Partii Chin ogłosił projekt nowelizacji konstytucji zakładający usunięcie zapisu zakazującego prezydentowi pełnić funkcję przez więcej niż dwie kadencje z rzędu. Oznacza to, że Xi Jinping, określany jako najsilniejszy chiński przywódca od czasów Mao Zedonga i Deng Xiaopinga, będzie mógł pozostać na tym stanowisku tak długo, jak zechce. "Economist" ocenia, że Chiny niniejszym stają się z powrotem dyktaturą, a Xi, który już jest "najpotężniejszym człowiekiem świata", będzie mógł rządzić "jako prezydent (...) prawdopodobnie przez całe życie".
Po upadku Związku Radzieckiego Zachód postanowił wciągnąć Chiny w "globalny porządek gospodarczy", zakładając, że ekonomiczna integracja z resztą świata skłoni Państwo Środka do przyjęcia wolnorynkowych reguł gry, a w miarę jak jego społeczeństwo będzie się bogacić, będzie też rósł apetyt na demokratyczne reformy. Założenie było chybione - konstatuje brytyjski dziennik, przyznając, że również jego redakcja popełniła błąd, zachęcając do czynienia takich optymistycznych założeń. "Teraz ta iluzja rozwiała się" - pisze "Economist". Xi pokierował polityką i gospodarką Chin w ten sposób, że stały się one państwem represji, zmierzającym ponadto do konfrontacji - kontynuuje tygodnik.
Podczas jesiennego XIX zjazdu partii Xi zaproponował innym państwom mądrość Chin i chińskie podejście do rozwiązywania problemów, przed jakimi staje ludzkość, i choć powiedział później, że Chiny nie chcą eksportować swego modelu politycznego, to jednak wynika z tego, że Ameryka ma teraz rywala nie tylko w sferze gospodarki, ale też ideologii - ocenia "Economist".
Potęga Chin dowodzi ich niesłychanego sukcesu: są one największym eksporterem świata (ponad 13 proc. globalnego eksportu) i siedzibą 12 spośród 100 najcenniejszych notowanych na giełdzie firm świata - przypomina tygodnik. Teraz Chiny zamierzają wykorzystać tę ekonomiczną potęgę i gigantyczne inwestycje - jak Nowy Jedwabny Szlak - do eksportowania swych wpływów politycznych i wypychania Stanów Zjednoczonych z Azji. Według tygodnika "Chiny wykorzystują biznes jako narzędzie konfrontacji z wrogami", traktując go jako "potężne ramię państwa".
Pekin potrafi już karać zarówno firmy, jak i rządy za postępowanie, którego nie pochwala. Mercedes-Benz "został niedawno zmuszony do wygłoszenia upokarzających przeprosin za nieprzemyślane zamieszczenie on-line cytatu z Dalajlamy (XIV)", a Filipiny ukarano zawieszeniem importu bananów za kontestowanie prawa Chin do mielizny na Morzu Południowochińskim zwanej Scarborough lub Huangyan Dao - wylicza "Economist".
Ale choć wyzwanie, jakie Chiny rzucają Stanom Zjednoczonym, jest już całkiem otwarte i jawne, pod rządami prezydenta Donalda Trumpa "Ameryka nie ma ochoty lub możliwości, by im się przeciwstawić".
W tej sytuacji należy prześwietlać uważnie chińskie stowarzyszenia, fundacje, a nawet grupy studentów wysyłane na Zachód, ponieważ Chiny nie zerwały całkiem z tradycją szpiegostwa gospodarczego - rekomenduje tygodnik. Z tych samych względów należy badać szczegółowo chińskie inwestycje, zwłaszcza w sektory "wrażliwych technologii". "Rywalizacja pomiędzy panującymi a wschodzącymi supermocarstwami nie musi prowadzić do wojny. Ale żądza władzy Xi niesie ryzyko niszczycielskiej destabilizacji" - konkluduje "Economist".
W Chinach urząd prezydenta ma znaczenie drugorzędne względem sekretarza generalnego KPCh. Xi Jinping piastuje oba te stanowiska i jest jednocześnie przewodniczącym rządzącej chińską armią Centralnej Komisji Wojskowej.