Obecny prezydent w niedzielę może być pewny reelekcji. W dużej mierze dlatego, że Rosja znalazła modus operandi w warunkach konfrontacji z Zachodem, a jej gospodarka – mimo niekorzystnych trendów na rynku surowców energetycznych i sankcji – nie upadła. Zadziałała putinomika.
Jeszcze w 2014 r. – gdy spadły ceny surowców, wymiana handlowa, inwestycje oraz wyhamowało finansowanie programów zbrojeniowych – spekulowano na temat niepewnej przyszłości Władimira Putina. Analizowano wariant, w którym prezydent będzie musiał podzielić się władzą lub zostanie od niej odsunięty. Dziś jest jasne, że taki rozwój wydarzeń nie wchodzi w grę.
Inflacja jest na rekordowo niskim poziomie, a budżet zbilansowany. Jak pisze Chris Miller na łamach „Foreign Affairs”, to podstawa strategii przetrwania, która opiera się na trzech filarach. Pierwszy to wspomniane wcześniej ścisłe trzymanie się celów inflacyjnych i poziomu długu publicznego i deficytu. W 2014 r. połowa wpływów budżetowych Rosji pochodziła ze sprzedaży ropy i gazu. Dziś – po swoistej polityce austerity i cięciach wydatków – zaledwie 25 proc. Inflacja w lutym wyniosła 2,2 proc. Wsparto również rubla, podnosząc stopy procentowe. Drugi filar w dużej mierze wynika z pierwszego i dotyczy zapewnienia stabilności wypłat emerytur (niska inflacja oznacza utrzymanie ich wartości) oraz walki z bezrobociem (władze pozwoliły na obniżenie płac, ale nie na zamykanie przedsiębiorstw). Trzeci filar opiera się na nieingerencji państwa w gospodarkę, jeśli jego interesy nie stoją w sprzeczności z tym, czego chcą przedsiębiorcy. Nie ma również presji na kreowanie wysokiego wzrostu gospodarczego, gdyż byłoby to sprzeczne z zachowawczą polityką budżetową i inflacyjną. „Taki system nie sprawi, że Rosja będzie bogata. Niemniej jednak zapewnia elicie utrzymanie sterów władzy i stabilność” – pisze Miller.
Reklama
To taktyka zupełnie odmienna od tej zastosowanej w 1999 r., gdy Władimir Putin przejmował, a następnie utrwalał władzę. Wówczas doszło do umocnienia sektora siłowego kosztem oligarchów i ponownego rozdziału własności, co znalazło swój finał w zablokowaniu fuzji dwóch energetycznych gigantów Jukosu (Michaiła Chodorkowskiego) z Sibnieftią (Romana Abramowicza) i aresztowaniu w 2003 r. tego pierwszego (oligarcha w 2001 r. założył fundację Otwarta Rosja, która mogła być zalążkiem sił alternatywnych wobec prezydenta). Na tamtym etapie Kreml narzucił biznesowi swoje reguły gry. Dziś chodzi o utrzymanie status quo.
Według „FA” analiza tamtego etapu jest kluczowa do tego, by zrozumieć, dlaczego system władzy przetrwał sankcje i załamanie cen surowców. Dwumiesięcznik porównuje dwa modele autokracji oparte na eksporcie surowców – bankrutującą Wenezuelę i Rosję. Pierwszy oparty jest na niejasnych regułach i kaprysach władzy. Drugi jest systemem zasad wypracowanych podczas rozprawy z Jukosem i względnej przewidywalności (zasad generalnie respektowanych przez najważniejszych uczestników systemu władzy). Warto również przypomnieć, że w 1999 r. dochód per capita w Wenezueli był wyższy niż w Rosji (4077 dol. w stosunku do 1330). To samo dotyczy ratingów i tego, jak agencje postrzegały wiarygodność obydwu państw oraz ich pozycję na arenie międzynarodowej. Dziś Wenezuela jest państwem upadłym. Rosja pozostaje w izolacji, ale anektowała Krym i z sukcesem kończy operację ekspedycyjną w Syrii.
Na korzyść Putina w gospodarce grają również wyniki w handlu międzynarodowym. Tę kwestię szczegółowo przedstawia Francesco Giumelli z Uniwersytetu w Groningen i autor opracowania „The Redistributive Impact of Restrictive Measures on EU Members: Winners and Losers from Imposing Sanctions on Russia”. Jego zdaniem po aneksji Krymu i gwałtownym załamaniu w handlu między państwami UE i Rosją sytuacja w tej dziedzinie zaczyna wracać do stanu sprzed kryzysu. Trend odwrócił się w 2017 r., co potwierdzają dane Eurostatu. Handel UE – Rosja przed nałożeniem sankcji w 2014 r. był wart rocznie 285 mld euro. W 2016 r. spadł do 181 mld. Jednak jeśli porównać pierwsze półrocze 2016 r. z analogicznym okresem 2017 r., widać wzrost o 27 mld euro. Mimo zagarnięcia Krymu, pogorszenia relacji Moskwa – Londyn na tle zabójstw dokonywanych – jak podejrzewa rząd brytyjski – przez wywiad Federacji Rosyjskiej, sytuacja zaczyna się stabilizować. Te wszystkie czynniki grają na Putina, który w poniedziałek rozpocznie swoją czwartą lub – jeśli traktować Dmitrija Miedwiediewa jako figuranta – piątą kadencję.

Zachowawcza polityka budżetowa i inflacyjna dają władzy stabilność