Chodzi o program uruchomiony przez Węgry w 2013 roku, który działał do 2017 roku. Władze w Budapeszcie oferowały pozwolenie na pobyt stały w zamian za inwestycje w wysokości 300 tys. euro w obligacje węgierskie, za pośrednictwem firmy oficjalnie upoważnionej przez rząd. Prawo do "złotej wizy" zyskiwali inwestorzy, ich małżonkowie i dzieci w wieku do 18 lat.

Reklama

"Nowaja Gazieta" wraz z węgierskimi dziennikarzami śledczymi przyjrzała się danym Rosjan, którzy uczestniczyli w programie. Zgodnie z materiałami, do których dotarła, wśród aplikujących był Andriej Siergiejewicz Naryszkin. Jego dane są całkowicie zbieżne z danymi syna dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) Rosji Siergieja Naryszkina - podaje gazeta w poniedziałkowym wydaniu. Na liście są też osoby, których imiona i nazwiska są zbieżne z danymi żony Andrieja Naryszkina - Swietłany i z danymi ich dwóch córek. Pokrywają się też ich daty urodzenia.

Adres na Węgrzech wymieniony przy nazwiskach Naryszkinów jest taki sam, jak adres biura w Budapeszcie firmy Voldan Investments, zarejestrowanej w Lichtensteinie. Na stronie internetowej firmy znajduje się informacja, że miała ona oficjalne pełnomocnictwo władz Węgier umożliwiające jej współpracę z inwestorami z Rosji. W rosyjskim biurze firmy wyjaśniono, iż została ona zamknięta z powodu zakończenia przez Węgry programu inwestycji w 2017 roku.

"Nowaja Gazieta" zauważa, że syn szefa SWR nie był przedsiębiorcą i nie zajmował wysoko opłacanych stanowisk w firmach państwowych. "Nie wiadomo, czy mógł on zainwestować 300 tys. euro w zamian za pobyt stały na Węgrzech" - przyznaje gazeta.

Siergiej Naryszkin studiował w wyższej szkole KGB, a wraz z obecnym prezydentem Władimirem Putinem pracował w latach 90. w merostwie Petersburga. Od 2004 roku kierował aparatem (kancelarią) rządu Rosji, od roku 2007 był wicepremierem. Następnie zajmował stanowiska szefa administracji prezydenta oraz przewodniczącego niższej izby parlamentu Rosji - Dumy Państwowej. Został wówczas objęty zachodnimi sankcjami. Dyrektorem SWR został w 2016 roku.

Reklama

Były funkcjonariusz wywiadu powiedział "Nowej Gaziecie", że na takim stanowisku, jakie piastuje Naryszkin, "nie można być lojalnym wobec dwóch krajów" i przypomniał, że Węgry są członkiem NATO. Taka sytuacja jest również trudna do wyobrażenia w praktyce krajów zachodnich - ocenił rozmówca gazety. "Sama intencja zwrócenia się bliskich krewnych szefa wywiadu zagranicznego czy wysokiej rangi urzędnika o pobyt stały w kraju potencjalnego przeciwnika mogłaby wywołać zaniepokojenie" - podsumowuje "Nowaja Gazieta".

Niezależne wydanie nie uzyskało komentarza od służb prasowych SWR ani od syna szefa wywiadu i jego krewnych.

Swój udział w węgierskim programie karty pobytu za inwestycje potwierdził gazecie m.in. deputowany Dumy Państwowej z ramienia partii komunistycznej Władimir Błocki. Zapewnił, że uzyskał pobyt stały, ale zrezygnował z niego, gdy w 2016 roku został parlamentarzystą. Deputowani według rosyjskiego prawa nie mogą mieć kart pobytu w obcych państwach i kont bankowych za granicą.

Węgierską kartę otrzymało dwóch rosyjskich biznesmenów: Andriej Kałmykow (dyrektor linii lotniczych Pobieda) i Aleksiej Jankiewicz (członek zarządu Gazprom Nieft). Kałmykow podkreślił, że Pobieda nie jest firmą państwową i wskazał, że ograniczenia dotyczące pobytu stałego w innych państwach dotyczą urzędników mających dostęp do tajemnic państwowych.

"Nowaja Gazieta" przypomina, że programy przyznawania pobytu stałego, a później obywatelstwa w zamian za inwestycje działają w wielu krajach europejskich, jednak budzą one niepokój Unii Europejskiej. Jeden z rosyjskich biznesmenów powiedział gazecie, że taki europejski paszport umożliwia nie tylko swobodne podróżowanie po świecie, ale pozwala też w razie konieczności szybko opuścić Rosję. Wyraził przekonanie, że większość jego kolegów, którzy są poważnymi biznesmenami, ma paszporty obcych państw.