Za paradoks uznaje to premier Bawarii Markus Soeder z chadeckiej CSU. Bawaria nigdy nie miała się lepiej niż dziś, ale nigdy też nie była tak rozdrobiona politycznie - mówił na jednym z wieców przed niedzielnymi wyborami regionalnymi w tym niemieckim kraju związkowym. Odwołując się do stabilności i bezpieczeństwa, wartości cenionych przez Niemców, wielokrotnie podkreślał dotychczasowe sukcesy gospodarcze swojego landu, które jego zdaniem Bawaria zawdzięcza rządom chadeków.
Ta retoryka jest jednak coraz mniej skuteczna, co pokazują spadające od tygodni sondaże partii Soedera. Od 2015 roku i kryzysu migracyjnego polityczne linie podziału w Bawarii kształtuje głównie kwestia imigracji. Wydarzenia z tego roku "spolaryzowały społeczeństwo" - głosi napis na tablicy przed wejściem do Muzeum Miejskiego w Monachium.
Na podnoszeniu kwestii migracji korzysta skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), której politycy zarzucają CSU, że daje ciche przyzwolenie na "islamizację Bawarii". Nie chcemy stać się islamskim landem - mówi PAP wiceszef AfD w Bawarii Gerd Mannes. Ocenia, że chadecy mimo deklaracji nie podejmują działań przeciwko islamizacji. Moje dzieci w szkole musiały jeść jedzenie halal, czyli zgodne z zasadami prawa islamskiego - oburza się i wzywa do zamknięcia granic dla nielegalnych migrantów.
Kandydaci AfD narzekają też na wysokie ceny w Bawarii. 11,5 euro za litr piwa? To jest normalne? – oburzał się jeden z nich na wiecu podczas Oktoberfestu. To dla nas trudniejsza kampania niż przed rokiem - przyznaje Mannes, oceniając, że od ubiegłorocznych wyborów federalnych wielkie partie stały się "bardziej agresywne wraz ze wzrostem notowań" sondażowych jego ugrupowania. Z niektórych firm jesteś zwalniany za to, że jesteś członkiem lub kandydatem AfD. Nie jest to ani tolerancyjne, ani demokratyczn" - dodaje.
W bawarskiej stolicy, Monachium, jego partia prowadzi jednak dość śmiałą kampanię. W sobotę nad lokalną starówką latał samolot ciągnący za sobą napis "Głosuj na AfD", plakaty ugrupowania wiszą nawet bezpośrednio przed wejściem do głównej siedziby CSU w Monachium.
W Bawarii rzeczywiście jest bardzo drogo – przyznaje w rozmowie z PAP Florian Lenner z młodzieżówki Zielonych. Ceny wzrosły przez ostatni rok, a CSU nic z tym nie robi - dodaje. Narzeka też na powszechny monitoring i zbyt szerokie uprawnienia policji. Nawet o tym nie wiesz, ale wszędzie są kamery, wszędzie jesteś obserwowany - twierdzi.
W kampanii Zieloni nie akcentują przesadnie spraw dotyczących samego Monachium, koncentrując się na kwestiach ideologicznych. "To wybory do regionalnego parlamentu; sprawy dotyczące miasta nie są podnoszone zbyt mocno" – tłumaczy Lenner, podczas gdy jego kolega w ramach politycznego happeningu, wśród wiwatów przyglądających się ludzi, rozbija piłeczką piramidę ułożoną z wiader z napisami: "seksizm", "rasizm", "patriarchat". Na jej szczycie znajduje się kubeł podpisany "CSU". Zniósłbym jeszcze CDU (Angeli Merkel), są bardziej liberalni, ale CSU już nie - zastrzega. Podnosząc piłeczkę, oskarża chadeków o "rywalizację na retorykę" z AfD.
W sondażach tracą jednak zarówno CSU, jak i CDU, co niektórzy politolodzy wiążą z kłótniami o politykę migracyjną między tymi współrządzącymi w Berlinie siostrzanymi partiami. Oceniają, że spory te wzmocniły ugrupowania sprzeciwiające się rządowym kompromisom w tej kwestii i opowiadające się za bardziej stanowczymi - w jedną lub drugą stronę - działaniami.
Widać to przy wyjściu z metra na monachijski Plac Mariacki - po prawej stronie wiszą wlepki AfD z napisem „Duma z Niemiec” i niemiecką flagą przysłaniającą flagę UE, z drugiej wlepki z hasłami wzywającymi do otwarcia granic i podobiznami Che Guevary. Żadnych symboli CSU – chadecy ograniczają się do standardowego marketingu wyborczego opartego na bilbordach czy reklamach w telewizji i internecie.