Po ostrzelaniu i zajęciu przez Rosję trzech ukraińskich okrętów w pobliżu zaanektowanego Krymu niektórzy politycy rządzącej w Niemczech chadecji wezwali do ponownego zastanowienia się nad uczestnictwem w budowie gazociągu przez Morze Bałtyckie. W niedzielę Annegret Kramp-Karrenbauer, główna kandydatka do zastąpienia kanclerz Angeli Merkel w roli przywódczyni CDU, oświadczyła, że wycofanie politycznego poparcia dla Nord Stream 2 byłoby "zbyt radykalne", ale Niemcy mogą rozważyć ograniczenie ilości gazu, który byłby nim transportowany.
Maas z koalicyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) uważa, że Rosja nadal będzie dążyć do jego budowy, nawet jeśli niemieckie firmy by się wycofały. - On nadal będzie budowany, ale nie będzie nikogo, kto będzie opowiadał się za alternatywnym transportem gazu przez Ukrainę. To dlatego uważamy, że jest ważne, byśmy pozostali zaangażowani politycznie - powiedział dziennikarzom Maas po rozmowach ze swoim słoweńskim odpowiednikiem Miro Cerarem.
Budowany od kilku miesięcy Nord Stream 2 jest wspólnym przedsięwzięciem rosyjskiego Gazpromu oraz pięciu zachodnich firm energetycznych - austriackiej OMV, niemieckich BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuskiej Engie i brytyjsko-holenderskiej Royal Dutch Shell. Gazociąg na ma prowadzić po dnie Morza Bałtyckiego z Rosji do Niemiec, uzupełniając działający już Nord Stream (Gazociąg Północny), oddany do użytku w latach 2011-12.
Niemcy do tej pory cały czas przekonywały, że Nord Stream jest projektem czysto gospodarczym. Część państw UE, w tym Polska, argumentuje jednak, że doprowadzi on do jeszcze większego uzależnienia energetycznego państw europejskich od Rosji, a także że w ten sposób zniknie czynnik powstrzymujący ją przed jeszcze bardziej agresywnymi działaniami na Ukrainie.
Gazprom zapowiada, że po wybudowaniu Nord Stream 2 tranzyt przez Ukrainę może być utrzymany w "pewnej skali", przy czym strona ukraińska powinna uzasadnić "celowość ekonomiczną nowego kontraktu" tranzytowego.