Znajdujący się na północy Syrii, niedaleko granicy z Turcją Manbidż, został w 2016 r. odbity z rąk Państwa Islamskiego przez Syryjskie Siły Samoobrony (SDF), którego częścią jest YPG. Było to jednym z punktów zwrotnych w walce przeciwko dżihadystom. Od tej pory miasto było kontrolowane przez Kurdów, co się jednak nie podobało Turcji, obawiającej się, że kurdyjska autonomia w Syrii zachęci tureckich Kurdów do dążenia do tego samego. Z tego powodu Turcja, która uważa YPG za organizację terrorystyczną, groziła przeprowadzeniem operacji zbrojnej mającej na celu przejęcie kontroli nad Manbidżem. Spekulacje o możliwej tureckiej operacji nasiliły się zwłaszcza w ostatnich dniach, gdy prezydent USA Donald Trump zapowiedział wycofanie amerykańskich wojsk z Syrii.

Reklama

Decyzja Trumpa zaalarmowała SDF, dla których Stany Zjednoczone były głównym sojusznikiem. W piątek oddziały YPG wezwały syryjskie wojska rządowe do wejścia do miasta, aby chronić je w ten sposób przed tureckimi atakami. "Tak więc wzywamy syryjski rząd (...), aby wysłał swoje siły zbrojne w celu przejęcia tych pozycji i ochrony Manbidżu przed tureckimi groźbami" - napisano w oświadczeniu YPG.

Rząd Asada oświadczył, że z zadowoleniem przyjmuje deklarację YPG o uznaniu jego zwierzchnictwa, choć według przedstawicieli reżimu kwestia autonomii dla Kurdów - co jest ich głównym postulatem - nie jest rozważana.

Syryjska armia w wydanym później oświadczeniu poinformowała o wciągnięciu na maszt w Manbidżu syryjskiej flagi i zapewniła, że zagwarantuje "pełne bezpieczeństwo wszystkim obywatelom Syrii oraz wszystkim innym obecnym na tym obszarze".

Nie jest jednak jasne, czy syryjskie siły rządowe przejęły kontrolę nad całym Manbidżem, czy też - jak twierdzi Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka - znajdują się tylko na obrzeżach miasta, ani też jak na wkroczenie syryjskich sił rządowych zareagowali żołnierze amerykańscy patrolujący miasto. Informację o wejściu przez siły Asada do Manbidżu z zadowoleniem przyjęła Rosja. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow określił to jako "pozytywny krok", który może ustabilizować sytuację.

Z kolei turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan powiedział, że Turcja musi potraktować tę sprawę bardzo poważnie. Tureckie ministerstwo obrony oświadczyło zaś, że YPG nie ma uprawnień, by zapraszać innych graczy do Manbidżu, i ostrzegło przed destabilizowaniem regionu. W sobotę przedstawiciele władz Rosji i Turcji mają w Moskwie przedyskutować sytuację w Syrii po zapowiedzi wycofania się z niej Amerykanów.

Reklama