W weekend dwa belgijskie dzienniki "L'Echo" i "De Tijd" poinformowały o wstępnym dochodzeniu, jakie prowadzi w tej sprawie prokuratura. Opiera się ona na doniesieniach byłego agenta służb bezpieczeństwa, który w kwietniu przekazał organom ścigania informacje, jakoby Reynders brał udział w procederze korupcyjnym.
Według agenta nieprawidłowości dotyczyły m.in. budowy ambasady Belgii w Kinszasie, stolicy Demokratycznej Republiki Konga. Zarzuty dotyczą przyjmowania łapówek za korzystne rozstrzyganie przetargów i przyznawanie kontraktów odpowiednim firmom.
W proceder korupcyjny mieli być zaangażowani handlarze bronią i jeden z kandydatów na prezydenta DRK.
"L'Echo" i "De Tijd" opisują metody, które według byłego agenta Reynders i jego prawnik mieli wykorzystywać, by otrzymywać i prać pieniądze. Chodziło m.in. o sprzedaż za wysoką cenę dzieł sztuki i antyków, których prawdziwa wartość miała być znacznie niższa.
Szef MSZ dementuje zarzuty. "Nic nie wiem, żeby takie dochodzenie było prowadzone" - powiedział cytowany przez belgijską agencję prasową Belga. Jak podkreślił, polecił swoim prawnikom, żeby zajęli się sprawą i "bronili jego praw" oraz zaprzeczyli pojawiającym się w mediach zarzutom.
Reynders bierze udział w poniedziałek w posiedzeniu unijnej Rady ds. Ogólnych w Brukseli. Przed wejściem na spotkanie nie odnosił się do tej sprawy.
Na koniec wstępnego dochodzenia prokurator będzie musiał zdecydować, czy zarzuty kierowane wobec ministra są wystarczające i czy akta należy przekazać prokuratorowi generalnemu w Brukseli. Rzecznik wicepremiera John Hendrickx ocenił w gazecie "Le Soir", że sprawa jest prowokacją, by zaszkodzić Reyndersowi jako kandydatowi na komisarza ds. sprawiedliwości.