"Apeluję o sojusz z moim ugrupowaniem" - nawołuje do odbudowania pomarańczowej koalicji Julia Tymoszenko, przywódczyni największego ugrupowania opozycyjnego BJUT, a w czasach rewolucji w 2004 r. bliska sojuszniczka Juszczenki.

W podobnym tonie wypowiada się jej zagorzały wróg prmier Wiktor Janukowycz. "Jeśli są u was normalni ludzie, to powinni połączyć się ze zdrowymi, pragmatycznymi siłami i razem z nami budować kraj, budować przyszłość" - apeluje do polityków proprezydenckiego ugrupowania Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona szef rządu.

Reklama

Wiadomo, że BJUT oraz Partia Regionów zdobędą najwięcej głosów w niedzielnych wyborach, wiadomo również, że żadna z nich nie będzie miała większości. Języczkiem uwagi będzie więc prezydencki blok.

Sam Juszczenko na razie zachowuje się jak Pytia. Obserwuje rozwój sytuacji. Nie wyklucza żadnych sojuszy; czym tylko podgrzewa sytuację. Prezydent doskonale zdaje sobie sprawę, że koalicja i stanowisko premiera ma kluczowe znaczenie zarówno dla Tymoszenko, jak i Janukowycza. To dla nich polityczne być albo nie być.

Dla "żelaznej Julii" - jak nazywali Tymoszenko jej najwięksi fani w czasach pomarańczowej rewolucji - kolejne lata spędzone w ławach opozycji oznaczają widmo rozłamu partii. Jej deputowani, sfrustrowani tym, że znów znaleźli się na marginesie - kuszeni stanowiskami, zaczną zastanawiać się, czy przypadkiem nie warto przejść do obozu władzy. Podobnie z Janukowyczem. Jeśli znajdzie się w opozycji, popierający go biznes zacznie szukać nowych sponsorów.

Właśnie dlatego, że stawka w bitwie o parlament jest tak wysoka, najważniejsi rozgrywający w ukraińskiej polityce nie ograniczają się tylko do pokojowych apeli. Każda ze stron z chęcią sięga po argumenty najgrubszego kalibru. Prezydent i premier nie powstrzymali się nawet od zarzucenia sobie planowania masowych fałszerstw wyborczych.

Do gry włączyły się nawet służby specjalne. Wczoraj agenci Służby Bezpieczeństwa Ukrainy badali, czy nie doszło do sfałszowania spisu wyborców w obwodzie donieckim na wschodzie kraju. "Nie dopuścimy do fałszerstw" - grzmi Janukowycz, niepomny, że w 2004 roku, to jego ludzie próbowali zmanipulować wybory.

Reklama

Zwolennnicy premiera zdążyli już nawet ustawić miasteczko namiotowe na placu Niepodległości, tym samym, na którym jesienią 2004 roku protestowali pomarańczowi. Gdy nie spodoba im się wynik wyborów, rozpoczną demonstracje. Uznają za prawdziwy tylko stary parlament, w którym mają większość.

"Dlaczego Janukowycz tyle mówi o fałszerstwach? Bo sam się do nich szykuje" - ripostuje Juszczenko, który nie chce w Kijowie demonstracji. Nowy Majdan oznacza dla niego tylko kłopoty. To on podjął w kwietniu decyzję o rozwiązaniu parlamentu i to na niego spadnie odium chaosu politycznego w kraju. Chaosu, który coraz bardziej męczy Ukraińców.



Tymoszenko dla DZIENNIKA: Ukraina potrzebuje odnowienia demokratycznego sojuszu

Julia Tymoszenko: Apeluję do prezydenta Wiktora Juszczenki o zawiązanie po wyborach parlamentarnych sojuszu z moim ugrupowaniem. Jeśli tak się stanie, w następnych wyborach głowy państwa w 2009 roku poprzemy jednego kandydata sił demokratycznych (Tymoszenko nie wystartuje przeciw Juszczence - red.).

Stawiam jednak sprawę jasno: jeśli taka koalicja nie powstanie, jeśli po nadchodzących wyborach do Rady Najwyższej zawiąże się sojusz między proprezydencką Naszą Ukrainą a Partią Regionów Wiktora Janukowycza - to w walce o najwyższy urząd w państwie wystawiamy własnego kandydata.

Chcę też zaznaczyć: nie ma dla mnie znaczenia, jaki system rządów zostanie wprowadzony na na Ukrainie - prezydencki czy parlamentarny. W tej sprawie decyzja należy do obywateli - sami Ukraińcy powinni o tym zadecydować w referendum. Gdy poznamy wyniki takiego plebiscytu, będzie można szybko dokonać zmian w konstytucji.

Chodzi mi jedynie o to, by system władzy w naszym kraju był logicznie zbudowany i żeby była jasno określona równowaga między jego najważniejszymi uczestnikami: prezydentem, premierem oraz parlamentem. Tylko jej wyznaczenie umożliwi kontrolę władzy. Wówczas będzie można mówić o prawdziwej sprawiedliwości w naszym kraju.

Julia Tymoszenko, charyzmatyczna przywódczyni pomarańczowej rewolucji i liderka ugrupowania Blok Julii Tymoszenko.



Herman dla DZIENNIKA: Bez Janukowycza nie da się pogodzić Ukrainy

Anna Herman: Ukraina potrzebuje szerokiej koalicji, którą powinny utworzyć Nasza Ukraina z Partią Regionów. Tylko wtedy będzie można połączyć w jedno państwo dwie, dziś bardzo różne Ukrainy: wschodnią i zachodnią. Bez zgody, bez sojuszu ugrupowań politycznych związanych z prezydentem Wiktorem Juszczenką i premierem Wiktorem Janukowyczem, nie da się tego zrobić.

Zaraz po wyborach oba ugrupowania muszą zakopać topór wojenny. Mówienie o tym, że tylko rządy dawnego obozu pomarańczowych będą wyłącznie dobre dla kraju, to bardzo poważny błąd. Nigdy nie wolno stawiać tylko na jedną opcję.

Chcę też uspokoić wszelkich sceptyków: powołanie po wyborach rządu z udziałem Partii Regionów nie oznacza wcale odwrócenia się Ukrainy od Zachodu i pójścia w objęcia Kremla. Wielokrotnie słyszałam, jak moje ugrupowanie jest określane jako prorosyjskie. To nieprawda! Ukraina jest krajem, który musi mieć po prostu dobre stosunki zarówno z Rosją, naszym największym sąsiadem, jak i z Polską oraz Zachodem. Zresztą wydaje mi się, że w Warszawie, jak i Brukseli coraz więcej osób to rozumie.

Anna Herman, ukraińska deputowana i jeden z liderów popierającej Wiktora Janukowycza Partii Regionów