Termin startu sondy Chang’e 1 został wybrany nieprzypadkowo. W niedzielę zakończył się bowiem w Pekinie zjazd partii komunistycznej, na którym do jej statutu dopisano "pogląd o naukowym rozwoju". Stało się tak na życzenie prezydenta kraju Hu Jintao, który chce, aby Państwo Środka jak najszybciej doścignęło kosmiczne mocarstwa: Rosję i USA.

Reklama

"Wyniesienie sondy na orbitę Księżyca to zaawansowany projekt krajowej technologii. Ta misja położy podwaliny pod dalszą eksplorację przez nas przestrzeni kosmicznej" - podkreślił wczoraj Li Guoqiang, szef chińskiej agencji kosmicznej.

Start rakiety Długi Marsz 3A z sondą Chang’e 1 na pokładzie zaplanowano na dzisiejszy ranek. Z syczuańskiego kosmodromu Xichang sonda trafi na orbitę okołoziemską i około 7 listopada dotrze w pobliże Księżyca. Wykona m.in. trójwymiarową mapę powierzchni Srebrnego Globu, która posłuży kolejnym chińskim misjom. Lot Chang’e 1 to bowiem pierwszy etap podboju Księżyca przez Chiny. Następnym krokiem ma być wysłanie tam robotów, które w 2017 roku przywiozą na Ziemię próbki jego powierzchni. Zwieńczeniem programu Chang’e, pomyślanego jako odpowiednik amerykańskich misji Apollo, będzie wysłanie na Księżyc ludzi.

"Program Chang’e nakręca kosmiczny wyścig na Dalekim Wschodzie" - mówi DZIENNIKOWI Brian Harvey, autor książek o chińskim programie kosmicznym. "W połowie września podobną sondę wysłali Japończycy, a w kwietniu 2008 roku swój próbnik wyślą Indie. Ten azjatycki wyścig to jednak tylko przygrywka do dużo ważniejszej rywalizacji, w której zmierzą się Chiny i USA" - dodaje Harvey.

W przyszłym roku na orbitę Księżyca trafi amerykańska sonda Lunar Reconnaissaince Orbiter, a do 2020 roku mają wrócić na Srebrny Glob amerykańscy astronauci, którzy ostatni raz chodzili po jego powierzchni w 1972 roku. O dziwo, fachowcy z NASA przychylnie odnoszą się do chińskich planów, licząc, że Biały Dom nie pożałuje im teraz grosza na ocalenie kosmicznego prestiżu Ameryki. "Osobiście uważam, że Chiny dotrą na Księżyc jeszcze przed naszym powrotem. Jeśli tak się stanie, Amerykanie nie będą szczęśliwi" - mówił niedawno szef NASA Michael Griffin. "Ta wypowiedź była obliczona na zachęcenie amerykańskich polityków do zwiększenia wydatków na badania przestrzeni kosmicznej" - ocenia Brian Harvey.

Zacięta walka o Księżyc będzie się jednak toczyć nie tylko o prestiż. Wszystkie kosmiczne mocarstwa planują zbudowanie na Srebrnym Globie kopalni, bo w jego skałach znajduje się paliwo przyszłości: Hel-3. Kto wejdzie w posiadanie jego największych złóż, będzie mógł dyktować warunki światu, któremu najdalej za trzy dekady zacznie brakować ropy naftowej.

Dzisiejszy start sondy Chang’e 1 to dla Ameryki dowód, że Chiny są na najlepszej drodze, by zaspokoić swoje ambicje. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem: w 2003 r. pierwszy Chińczyk odbył lot na orbitę na pokładzie statku Shenzhou. Wówczas przyszło otrzeźwienie i wszyscy sobie przypomnieli, że chiński program kosmiczny sięga 1970 roku, kiedy Pekin wystrzelił swój pierwszy sputnik Dong Fang Hong 1.

Satelita wziął swoją nazwę od maoistowskiej pieśni "Wschód jest czerwony", którą nieustannie nadawał przez radio. Chang’e 1 będzie kontynuować tę tradycję, emitując 30 utworów wyłonionych w ogólnonarodowym plebiscycie. Będą to głównie pieśni ludowe oraz patriotyczne, w tym szlagier "Kocham moje Chiny".